wtorek, 26 czerwca 2012

Chabazie

Wczoraj dotarły do nas piękne, pachnące kwiaty z łąki, zwane chabaziami. Co roku delektujemy się taką wiązanką podarowaną nam z Białołęckich łąk :)



Najbardziej delektuje się chabaziami wujaszek Rudy, który z racji niewychodzenia z domu pragnie świeżych "ziółek" .

Tośka, jak to Tośka, postanowiła strzec chabazi przed zbyt częstym ich podgryzaniem.


Ale ogólnie mieliśmy fajną zabawę :)



BTW, Maciek w weekend pojechał na działkę (znowu) i zaprzyjaźniał się z Dosią.

czwartek, 21 czerwca 2012

Na działce 2

Rzeczywiście tak mi się na tej działce spodobało, że chciałam jechać dzisiaj, ale deszcz pokrzyżował moje plany. Ostatnim razem podpatrzyłam Maćka, jak wchodzi na drzewo.

Postanowiłam, że ja też wejdę. I weszłam.

Trochę wysoko, ale co tam, widok był wspaniały. Ludzie byli może mniej zadowoleni z moich wyczynów, ale Maciek wszedł jeszcze wyżej i jakoś nikt nie panikował.

Po powrocie na ziemię dalej odkrywałam zakamarki, jakie kryła działka.


Najfajniej spodobało mi się siedzieć w buszu traw i innych roślinek.


Zaintrygował mnie też taki śmieszny domek, ale nie potrafiłam jakoś do niego wejść, Maciek mi powiedział, że to dla ptaków... hmmm, a to ciekawe, muszę poćwiczyć wspinanie.

Poza tym gonitwom i zabawom z Maćkiem nie było końca.

Zapoznałam się też z nową koleżanką Dosią, ale nie miałam okazji się z nią pobawić.

Czekam na następny raz.

niedziela, 17 czerwca 2012

Na działce

Pojechałam na działkę z Maćkiem, Lucek został w domu z wujaszkiem. Przeżyłam szok. Jadę ci ja autem, jadę i jadę, potem nagle budka zostaje wyjęta, postawiona tarasie w jakimś obcym otoczeniu i co? Mam niby wyjść i się radować, że niczego nie znam? Hola, hola, nie tak prędko. Ludzie w końcu mnie wyciągnęli z budki i posadzili na ławce.

Już nawet nie wspomnę o bukiecie zapachów, których wcześniej nie znałam, o tylu różnych przeżyciach zmysłowych, po których miałam zawroty głowy. Szok. Trochę się na tej ławce wysiedziałam, ale w końcu myślę, a co tam, i myk - znalazłam się na tarasie.

Musiałam, jak każdy szanujący się kot, pokazać, że w zasadzie to jest mi wszystko jedno, czy mnie tu przywieźli, czy nie, i ostentacyjnie się przeciągnąć. Następnie, pomału, bez pośpiechu oglądnęłam sobie najbliższe otoczenie.

Wydało mi się na tyle przyjazne, że...


pomaszerowałam dalej. Po drodze natrafiłam na Maćka, 


którego mam na co dzień, więc pomaszerowałam dalej, bo zaczęło mi się podobać na tej działce, ale


 o tym w następnym wpisie.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Dziwadło

Słuchajcie, rewelacja, uczę się gotować, znaczy się podglądam, co robią ludzie, wącham te wszystkie warzywka i się przy tym uczę.

Zanim się ktoś oglądnie, to będę regularną kuchareczką :)

Kiedy ja się tu pilnie uczę, nasz dom nawiedza bliżej niezidentyfikowany obiekt,

najwyraźniej nielatający, ale wywołujący zainteresowanie. Lucek próbował to ugryźć, po czym wlazł w tunel, bo to nic nie dało, bo to coś dalej trwało w naszym mieszkaniu.


W końcu zdecydował, że w całości to coś  obejrzy i zdecyduje, co z tym fantem zrobić.


Ale ludzie go wyręczyli i dziwadło na działkę wyprowadzili.


Teraz nam na kompie zdjęcia pokazują, jak się pięknie kręci i wiruje ta ważka. A nie mogli tak od razu, musieli nas tym czymś straszyć? Ludzie są tacy dziwni, ale my i tak te ich dziwactwa tolerujemy :))

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Codzienność

Pogoda nie sprzyja... niczemu, toteż robimy to, co jest zgodne z pogodą. A więc WYLEGUJEMY się.

Tośka w nowo nabytym pudełku,

Maciek w starej budce,

ja jak zwykle w moim ulubionym tunelu, a wujaszek Rudy na koszu.

Można by rzec, dzień jak co dzień. Mamy jednak nadzieję, że ta codzienność lada moment odmieni się... na lepsze.