sobota, 17 listopada 2012

Dzień czarnego kota

17 listopada obchodzony jest jako Dzień Czarnego Kota.
Pomysł święta powstał we Włoszech. Założycielami ruchu są obrońcy zwierząt i środowiska naturalnego z dwóch wielkich stowarzyszeń. Inicjatorzy ruchu poinformowali, że powstał on w dniu i o porze bardzo szczególnej; wbrew wszelkim przesądom w piątek 17 września o godzinie 17. Liczba 17 jest we Włoszech uważana za pechową, nie mówiąc już o piątku w połączeniu z nią.

Według ogłoszonej statystyki we Włoszech 15 milionów osób "odczynia urok" na widok czarnego kota. Na przykład kierowcy i piesi zatrzymują się, aby to innym kot przeszedł drogę.

No więc, jakby nie było, mam dzisiaj swoje święto. Chłopaki dostały wątróbkę, choć czarni nie są, ale ja wątróbki nie cierpię... fuj, więc wciąż czekam na swój przysmak. Poza tym obchodzę też rocznicę pobytu w tym oto domu z tymi łobuzami :)) No dobra, w zasadzie to ja łobuzuję, ale co tam.
Ludzie pokazali mi takie oto zdjęcie,

to niby mam być ja, taka mała jakaś, hmm, nie pamiętam. Pamiętam tylko same kocury wokoło i ja biedna sierotka Tosia w objęciach człowieka. Zrobiło się sentymentalnie, jakby. To było wtedy, a teraz to już duża jestem i rządzę człowiekami i kotami :)))

BTW, dzisiaj na necie wypatrzyłam to,

hmmm, może to i jakiś sposób na kupowanie nam przysmaków?

wtorek, 13 listopada 2012

Domowo-listopadowo

Siedzimy sobie w domu i napawamy się sikorkami, które coraz gromadniej nas odwiedzają :))


A jak się już naoglądamy, to...

się zabawiamy na różne sposoby :))


Pijemy wodę z garnka, bo lepsza niż z naszej miski, albo

wylegujemy się w szafie, w ostateczności zabawiamy się

butami.
BTW, działka naprawiona, pokryta chochołami, czekamy, aż nas tam zabiorą nasi ludzie na rekonesans.



niedziela, 4 listopada 2012

:))

Już mi lepiej z tym okiem, ale wciąż jeszcze jestem na lekach. Siedzę w domu i odpoczywam. A tak w ogóle to dziki znowu zdewastowały nam działkę

i niestety, ale wyjazdów na działkę nie ma i nie wiadomo, czy jeszcze będą :(((  Dlatego też z lubością przypatruję się naszym sikorkom.


Czasami dołącza do mnie Lucek i razem tak sobie siedzimy i się gapimy.

 A jak już się zrobi ciemno, to daję nura w koc i robię sobie swoje własne Tipi. Fajnie jest.