sobota, 31 marca 2018

Niby-święta



Dlaczego "niby"? Ano bo niby wszystko jest tak, jak się na te święta należy i jak było zawsze, odkąd pamiętam.

Tradycyjna "choinka". 
Kolorowe jajka.
Świąteczne dekoracje.

Smakowity owies.
Wielkanocny koszyczek, a w nim moja ulubiona szyneczka.
I wreszcie – powiew wiosny, jaki niosą te święta, nawet jak śnieg za oknem. Bo wiadomo, że wiosna przyjdzie lada moment. Zawsze tak jest. Taka już kolej rzeczy i taki bieg Natury.
Więc niby nic się nie zmieniło. A jednak... kogoś brak. Nie ma Mamy. "Mojej" Mamy. Ona tak jak my lubiła Wielkanoc, niecierpliwie czekając na wiosenne przebudzenie przyrody. Co roku tak było. Było.
To ostatnia wiadomość, jaką zostawiła nam na kompie.











wtorek, 13 marca 2018

365 x KOT



Zobaczcie, co dostaliśmy!!!
No dobra, nie my, tylko nasz człowiek, ale czytamy wszyscy. Genialne. Na każdy dzień roku inna myśl, a wszystkie trafiają w samo sedno KOTA. O, na przykład ta:
Nie ma na świecie takiego kota, który by nie uważał, że ma wystarczająco dużo rozumu. Czyż to nie prawda?
Albo ta:
Tym, co łączy wszystkie koty, jest fakt, że każdy kot jest inny. Wypisz wymaluj o naszej gromadce.
I jeszcze:
Co innego obejść kota, a co innego obejść się bez niego. Tę sentencję dedykuję naszemu człowiekowi. Niech przemyśli w chwili złości.
A tu coś dla nas z Maćkiem jako seniorów:
Z upływem lat kot utwierdza się w przekonaniu, że jeszcze wszystko może się zdarzyć.
Będę Wam jeszcze cytował. Koty rządzą!

piątek, 9 marca 2018

Dzień Weta


Po Dniu Kota (który obchodziliśmy) i Dniu Kobiet (tego nie obchodziliśmy) nadszedł czas na Dzień... Weta.
Brrr! Choć panie i panowie weterynarze bardzo sympatyczni i niby nic do nich nie mam, ale... sami rozumiecie.


Na pierwszy ogień poszedłem ja. Już weteran tej przychodni. Profilaktycznie. Szczegóły objęte tajemnicą lekarską. Jak zawsze byłem niezwykle dzielny, zastrzyki mi niestraszne. Po powrocie powetowałem sobie weta spodeczkiem ulubionych chrupków.
Jako drugi poszedł Maciek. No, ten histeryk – pomyślałem sobie – da tam wszystkim popalić. Nic mi nie powiedział, więc nie wiem, jak było, ale wrócił... bez zęba. Co mu nie przeszkodziło od razu upomnieć się o żarcie, ale miał zakaz. Bufet pusty.

No to się cierpiętnik jeden wpakował na mój kaloryferek wielce obrażony.


Happy endem się skończyło, żarełko w końcu dostał. 
Do następnego (Dnia Weta).

 

czwartek, 1 marca 2018

Marcowe "leżakowo" (fotoreportaż)


JA, czyli Lucek.
ON, czyli Maciek.
I nasze słodkie DZIEWCZĘTA.
Lusia (nie mylić z Maćkiem)
oraz Tosia (jej się z nikim nie da pomylić).