sobota, 31 lipca 2021

Koniec lipca

I tak pierwszy wakacyjny miesiąc ma się ku końcowi. Wiele się nie działo. Zacznę od tego, że w Lusi odezwały się kocie instynkty łowieckie i obwąchała wszystkie budki w poszukiwaniu zdobyczy. Dobrze, że nasze muchołówki już odleciały w świat.
Tylko się wygłupiła i nie potrafiła zejść z drzewa na ziemię.
Za to wdzięcznie zapozowała :)
Obserwuje też okolicę z perspektywy kociołka,
z którego też niełatwo się schodzi.
Tosia bardziej racjonalna i stateczna. Pomagała jak umiała w renowacji mebelka,
który potem posłużył jako zmywak.
Po pracy zasłużony relaks w pełnym słońcu.
Tymczasem w okolicy pojawił się intruz. Kot zwany Lolkiem, wygląda na kuzyna zaginionej Niuni, z brązowym „guziczkiem” na nosie.
Intryguje go nasza działka, czy może raczej jej mieszkanki. Tośka dzielnie broni terytorium, przegania gdzie pieprz rośnie.
Lusia bardziej gościnna, zerka tylko spod ławki.
Ale czasem łączą siły i razem pilnują, żeby nikt się nie wdarł na ich włości.
A co w domu spytacie. Ano nudno i trochę smutno. Obaj z Maćkiem chorujemy przewlekle. Ja przyznam, że po kroplówkach nawet przytyłem co nieco i mam się całkiem nieźle. Niestety nasz „buncol” chudnie. Nie jest tajemnicą, że nigdy się nie lubiliśmy, ale wspólna bieda zbliża. No nic, na razie się trzymamy, choć w bezpiecznej odległości ;)