W tym roku ludzie inaczej się zachowują i my to czujemy. Coś niedobrego dzieje się na tym świecie. I choć nas kotów to nie dotyczy, udziela się nam dziwne napięcie. Ale święta zawsze były, są i będą. To przynajmniej się nie zmienia.
Najpierw przybył z piwnicy nasz coroczny gość – Mikołaj HOHOHO. Pilnujemy go z Lusią, bo to cenna persona i bardzo potrzebna. Życzy nam tubalnym głosem
Merry Christmas i
Happy New Year, wystarczy guziczek nacisnąć. I tak śmiesznie brzuch mu się przy tym trzęsie :)
Po Mikołaju przywędrowały... prezentowe skarpety. W nich zawsze skrywa się dla nas coś pysznego.
Mandarynki też się pojawiły. Tych akurat nie jadamy,
ale do gry w ping ponga doskonale się nadają. Tak daliśmy w nocy czadu, że aż cynamon dla zapachu wetknięty z piłeczek powypadał. No, komu było do śmiechu, temu było. Trochę się nam za to oberwało. Wróciły na swoje miejsce, fest przyozdobione... do następnej rozgrywki.
Miśki też przystrojone, słowem – tradycji stało się zadość.
Świętujemy wbrew wszystkiemu złemu i Wam też życzymy chwili wytchnienia od codziennych trosk.