Trochę się poleniłem z pisaniem,
ale też i ten jakoby magiczny miesiąc MAJ okazał się do bani. Pogodowej, więc niewiele
się działo i jeszcze mniej się chciało. Chociaż...
Parę ładnych dni było.
Towarzystwo na działce miało frajdę. Zgodnie z kalendarzem świąt państwowych
zainstalowali sobie stosowny kwiatek w patriotycznej kance.
Kąpiele słoneczne też były, razem i osobno.
Nowy zmywak został
zaanektowany przez Niunię.
Dobre jedzenie też było, a jakże, ale to już
standard. Te koty działkowe to chyba mają lepiej niż domowe. Nie powiem, że nie zazdroszczę.
O proszę, jest nawet szyneczka
ze Społem. Spożywana czujnie, bo zbliżał się konkurent. Aha, to Lusia, która pojechała
już na działkę.
Wprawdzie pogoda nie sprzyja,
ale ma tam kanapę w domku i wygodnie. Z rezydentami nie zadziera, oni zresztą
też są grzeczni. Taki Warsik na przykład. Spokojnie zaczekał, po czym dojadł
resztki.
I poszedł na ganek do
sąsiada.
Niunia mniej ustępliwa, ale
cóż... kobietka.
A w domu... jak to w domu. Śpimy.
i doglądam prania. Przed wrzuceniem do pralki trzeba posortować.
Lusia przed wyjazdem zlustrowała
zakupioną kocimiętkę
i zdrzemnęła się w pożegnalnym uścisku z Maćkiem (jak to burasy,
ciągnie swój do swego).
Wygląda to na całkiem udany maj 😀
OdpowiedzUsuńW końcu nowy wpis :)
OdpowiedzUsuńKociarz