Po morderczych upałach
nadeszła pora deszczowa. Wszyscy ratowali się jak mogli. Pod dachem w koszyku –
czasem tłok się robił.
Dosia już nie miała dostępu,
więc ciągle wyglądała jak zmokła kura.
Lusia wygodnicka najczęściej mościła się w domku na
poduchach.
Jej pogoda chyba najbardziej zaszkodziła, bo w końcu wycięła numer. Zniknęła! Na
całe trzy dni. Ostatnio była widziana na orzechu u sąsiadów, wypatrując
niewiadomego.
Już miałem pisać ogłoszenie „KOTOkolwiek widział, KOTOkolwiek
wie...”. Żal byłoby Lusię stracić, szczerze mówiąc stęskniłem się za nią i
chciałem, żeby już wróciła z tych wakacji. A tu masz! Ale znalazła się. Wkroczyła
cichaczem jak gdyby nigdy nic. I zadekowała się od razu na dachu, wypinając na
świat cały.
Może nie chciała, żeby ją do
domu zabrali. Cwaniara. No nic, mam obiecane, że niedługo ją zobaczę. Wreszcie
będzie z kim poleżeć na jesiennym słoneczku :)
Bo z Maćka żaden pożytek.
Wyleguje się sobek sam jeden na własnym posłanku. I jeszcze zabawkami się obłożył, hahaha.
A w dniu imienin Pierwszej
Mamy taki oto obrazek z Jej/naszego ogródka ku pamięci.
piekne lilie na imieniny
OdpowiedzUsuń