niedziela, 20 grudnia 2009

Poranne rytuały

Budzę się wcześnie rano i przyglądam się moim ludziom, czy jeszcze śpią. W brzuchu kiszki marsza grają, a oni śpią. Aby ich obudzić, zaczynam gonić po pokoju za piłeczką pingpongową. Po kilku minutach staję i patrzę, czy już otworzyli oczy, czy jeszcze nie. Jeżeli piłeczka nie pomaga, w ruch idzie pudełko z piłeczkami.

Na ogół ludzie zaczynają się ruszać, znaczy jest nadzieja, że zaraz wstaną. Jak to nie pomaga, zaczynam podrzucać piszczącą myszkę albo walić łapą w zasłony. Skutek zostaje osiągnięty. Człowiek siada na łóżku i się przypatruje budzikowi, która to godzina. Potem spogląda na mnie i na inne koty, które w zasadzie jeszcze sobie ucinają drzemkę. Po chwili człowiek wstaje i snuje się do kuchni. Po omacku zapala światło, a ja już go tam radośnie witam i domagam się jedzenia.
Najpierw włącza sobie maszynę, z której leci czarna woda, którą potem pije z mlekiem. Potem zaspanymi oczami ogarnia mnie i domyśla się, że jestem głodny. Wrzuca parę suchych chrupek, po czym reflektuje się, że suche to my mamy ciągle i czekamy na coś z mięsem związanego. Powoli wyciąga puchę i łaskawie rozdaje na miseczki. Ja wcinam, aż mi się uszy trzęsą, bo przecież ile godzin można nie jeść? Maciek na ogół kręci nosem, bo on nie wszystko lubi, ale jak już jest, to skosztuje, po czym z powrotem idzie spać. Rudy preferuje suche, ale i mokrego czasem poliże. Człowiek w tym czasie nalewa ten czarny płyn z maszyny i wraca do łóżka. Siedzi na tym łóżku i pije to coś zwane kawą. Ja nasycony i zadowolony biegnę się pomiziać. Bo ranek bez miziania to ranek stracony.


Potem człowiek idzie się myć. Je śniadanie i szykuje się do pracy. Najbardziej lubię te ludzkie sznurowadła, takie długie i śmieszne. Co je człowiek zawiąże, to ja rozwiążę, i tak bawimy się w kółko, aż człowiek się zdenerwuje i wyjdzie, zostawiając nas samych na pastwę losu. A los nie jest taki zły. Gdy człowieka nie ma, my.......... no właśnie, ale o tym w następnym poście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz