No i proszę, maj ledwo się
zaczął, a już się kończy. Długo nie pisałem, ale pewnie mało kto się zmartwił,
bo chyba coraz mniej mam czytelników. Trudno. Obiecałem Mamie, że dopóki ja
będę, będzie i ten blog – dla Jej pamięci.
Największe atrakcje miała
oczywiście nasza działkowiczka Tosia.
Hitem sezonu okazał się...
rower! Nie wiem tylko, czy na nim jeździła, bo wygląda na zajęty.
Ale możliwe że tak, bo
zmęczona wielce, nawet pożywiała się na leżąco.
Do posiłków zresztą ma konkurentkę.
Nam w domu zostały wróbelki
na balkonie, które wciąż przylatują i urozmaicają kotom czas.
Lusia z wrodzonym jej wdziękiem uprawia modeling.
Zdarzają się u nas i takie
konfiguracje.
Maciek zreperował drapak i
triumfalnie na nim zasiadł, nie dopuszczając nikogo.
Ale w nosie go mamy, dostaliśmy nową budkę :)
Czasem to nawet chcielibyśmy zrobić coś pożytecznego, obiecaliśmy raz pomóc w pracy „naukowej”, ale cóż... koci sen siła wyższa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz