My, koty, też byśmy chętnie
obchodzili. Bo niby czemu nie? Ale mnie spotkała w ten dzień przykra
niespodzianka. Zostałem wbrew protestom zataszczony do weta!!!
Obraziłem się rzecz jasna. I
schowałem w nowym domku. Dla zasady. Dzielny jestem, weta się nie boję, ale dziś
to chyba raczej jakieś prezenty by się należały, a nie zastrzyki.
Lusia uczciła przewdzięcznym
rozkrokiem, cyrkóweczka nasza kanapowa :)
Najlepiej to chyba miały
koty działkowe, które pojawiły się dziś w parce: Niunia (kiedyś zwana „Noskiem”)
i jej kumpel/kuzyn Warsik. Te przynajmniej się najadły.
A Tosia samosia narwała sobie
peonii.
Koty noszą w sobie najlepsze cechy i zdolności innych stworzeń. Od kotów przejęły jedynie nazwę.