Wcześniej nie pisałem, bo było gorąco. Uff, leżałem jak betka i ledwo dychałem. Na dodatek cały w styropianie, bo u nas ocieplają.
Szukałem wytchnienia w pudełku po wiatraku, który ludzie przytachali z piwnicy, bo sami, choć bez futerek, ciężko przędli w te upalne dni.
Jak zwykle ubiegł mnie Maciek.
Wystarczyło jednak poskakać po kartonie
i pudło było całe moje.
Wywiązała się z tego powodu walka o być albo nie być w pudełku
zakończona kompromisem,
czyli obwąchiwaniem adidasów, które są równie ponętne jak puste kartony.
Potem do akcji wkroczył wujaszek Rudy i rozgromił całe towarzystwo, po czym
grzecznie pomaszerowałem wylegiwać się na kanapie, jak przystoi porządnemu kotu, a pudełko pozostawiłem Maćkowi.