poniedziałek, 29 marca 2010

Kalendarz

Maciek był u lekarza i dostał kalendarz. Nie byle jaki kalendarz, ale taki, który zawiera imieniny... kocie.



Według tego kalendarza Maciek obchodzi swoje imieniny 3 stycznia, ja, czyli Lucek, 24 marca, a wujaszek Rudy 12 września.
Kalendarz otrzymaliśmy dopiero teraz, więc przegapiliśmy moje i Maćkowe imieniny, ale to nic, wszystko się wyrówna w dniu urodzin, które  ja będę obchodził już za 1,5 miesiąca :))

Wujaszek Rudy uwielbia oglądać programy z ptaszkami i o ptaszkach.

Jak widzi coś ciekawego, to od razu mnie woła. Tym razem jednak byłem zajęty wypijaniem wody z gara i przeoczyłem walkę bażantów czy czegoś tam.


Zanim dobiegłem, to pokazywali jakieś bohomazy.



Za spóźnienie otrzymałem od wujaszka ochrzan, ale ładnie przeprosiłem, dałem buzi i wszystko było ok.

sobota, 27 marca 2010

Maciek

Maciek wczoraj pojechał na działkę. Wrócił jakiś taki umordowany, burknął coś pod nosem i poszedł spać. W końcu jak się obudził, to opowiedział, jak było. Nabiegał się trochę po trawie, choć ponoć trawa jakaś łysa i nawet nie było się w czym wytarzać.


Na grządkach też pusto i nie było czego pogryźć oprócz przebiśniegów, które akurat nie należą do zbyt smacznych.
Za to poskakał sobie po ogrodzeniach


i pomagał ludziom grabić.


W sumie nic dziwnego, że się biedak zmęczył i po powrocie odpoczywał. Podobno następnym razem, jak będzie ciepło, to ja też  pojadę, ale chyba nie będę musiał grabić jak Maciek?

środa, 24 marca 2010

Atrakcje

Wczoraj mój człowiek pojechał na działkę. Wrócił taki jakiś dziwnie podniecony, że aż strach. Potem długo z drugim moim człowiekiem rozmawiał, w końcu pokazali nam, o co chodzi.


W zasadzie nie bardzo wiem, co to jest. Wygląda jak kulka biało-szarej waty i nie bardzo rozumiem, o co to całe zajście. Maciek powiedział, że to królik. Jak się spytałem, co to królik, to Maciek odpowiedział, że to taki kot, który skacze jak wróbel.
Wróble to ja widziałem na balkonie, ale żaden nie wyglądał jak ta włochata kulka. Ale co tam, może są włochate wróble?
Drugą atrakcją była podróbka.


Czyli kot a la Maciek, który przybłąkał się na naszą działkę w poszukiwaniu jedzenia. Maciek nie był zbytnio uradowany z tego faktu i nieomal popadł w histerię, że ktoś śmie wałęsać się po jego działce, kiedy on bezczynnie wyleguje się w domu na kanapie.
Ludzie go pocieszyli, że lada dzień pojedzie na działkę rozprawić się z obu intruzami.
A ja, co ze mną, kiedy ja pojadę, ja też chcę się rozprawić i w ogóle pobiegać po drzewach, kwiatki powąchać. Tymczasem zostało mi wiszenie na drzwiach i straszenie gołębi, to tak w celach praktyki, cobym wiedział, jak się zachować na tej działce, jak by co.

sobota, 20 marca 2010

Sami w domu

Piękny wiosenny dzień, a my koty w domu. Ludzie sobie poszli i nas zostawili. Korzystając z okazji, zabawiałem się w ninję.

Czyli po kracie na balkonowe drzwi, skąd mam widok na to,co dzieje się na dole. A dzieje się zawsze tyle co nie miara. Gdy już mi się znudzi ten monitoring, następuje chwila zastanowienia..... jak zejść z tych drzwi.

Bywa różnie, ale jakoś szczęśliwie ląduję na swoje 4 łapy.
Maciek wybrał bardziej intelektualne zajęcie. Postanowił wejść na górną półkę biblioteczki i oddać się błogiemu spokojowi.


Potem wrócili ludzie i zabawa się skończyła, czyli jak te aniołki rozwaliliśmy się na kanapie, nie pozostawiając zbyt wiele wolnego miejsca dla innych. W końcu nam się należy kawałek kanapy, no nie?





środa, 17 marca 2010

Smutno

Dzisiaj odeszła od nas nasza suczka Maggie.


Przyznaję, że nie przepadam za psami, ale Maggie była wyjątkowa. Bardzo nas lubiła i my ją też. Najbardziej zżyty był z nią wujaszek Rudy. Spodziewam się, że będzie za nią tęsknił. My, koty, pochowaliśmy się, aby dać naszym ludziom trochę czasu na rozpamiętywanie po Maggie. Smutno tak jakoś.

wtorek, 16 marca 2010

Szczurjan

Mam nowego przyjaciela, jest brązowy, miękki i ma na imię Szczurjan. W zasadzie wolę myszkę Piszczkę albo łysą myszę, ale Szczurjan jest nowy i muszę dać mu szansę wykazać się w zabawach.
Na razie spędzamy wspólnie czas na drzewie.

Razem obserwujemy, co dzieje się za oknem, i wyglądamy przybycia gołębi.

Zaczynamy się już nawet wspólnie bawić.

Ta zażyłość między nami nie spodobała się chyba Maćkowi, który korzystając z okazji, że zszedłem z drzewka, zaraz poszedł Szczurjana obwąchać,

a potem mu jeszcze prawił jakieś morały.


Po czym ostentacyjnie wdrapał się na szafę, aby widzieć wszystko i wszystkich z góry.



A ja postanowiłem wrócić do Szczurjana i powylegiwać się z nim na drzewku.


poniedziałek, 15 marca 2010

Wiosna, zima, zima, wiosna

Moi ludzie wybrali się na działkę w poszukiwaniu wiosny. Wrócili zziębnięci, ale zadowoleni, bo oto udało im się sfotografować kilka ledwo wystających z ziemi kwiatków. Czego nie omieszkali nam pokazać.



Przekonywali nas, że już niedługo pojedziemy hasać w trawie, a tu nagle, patrzę przez okno i oczom własnym nie wierzę, świat stał się cały biały.

Maciek jak to zobaczył, to zaczął nerwowo dobierać się do pizzy,

a ja schowałem się w domku, żeby i mnie nie zasypało na biało.

Tylko wujaszek Rudy zachował zimną krew i nie reagował na te zimowe widoki. Jak widać, miał to wszystko w....... ogonie.

środa, 10 marca 2010

Te co skaczą i fruwają

Leżę ja ci sobie w moim domku, odpoczywam, relaksuję się i nagle słyszę - gołąbki przyleciały.

Na hasło gołąbek, tudzież sikorka, szpak czy inny skrzydlaty, melduję się przy oknie.

Najpierw ostrożnie patrzę przez firankę, co się dzieje, udając wiewióra dla niepoznaki. A potem myk,


wychylam się i wołam  "a kuku, mam cię". Zazwyczaj wtedy gołąbki odlatują, ale tym razem chyba mnie jednak nie przyuważyły, tak się dobrze zakamuflowałem, i dzięki temu mogłem sobie dłużej pooglądać skrzydlatych przyjaciół.

Tak minęło przedpołudnie. Po południu zdecydowaliśmy z Maćkiem, że należy nam się wzmacniająca drzemka, bo przed nami jeszcze harce, gonitwy i swawole.

poniedziałek, 8 marca 2010

Lolek

Wczoraj otrzymałem wiadomość od Lolka, mojego brata. Otóż Lolek przygotowuje się do Euro 2012. Za wszelką cenę chce się dostać do kadry narodowej. Poczynił w tej sprawie dużo wysiłków. Podobno trenuje regularnie, oto on w akcji.



Przyznacie sami, że takich skoków nie jest w stanie wykonać żaden bramkarz.

 
Rewelacja!!!  Jestem bardzo dumny ze swojego brata. 

Ja niestety nie mogę pochwalić się takimi osiągnięciami. Nauczyłem się aportować myszki, co uważam za bardzo dużo. Zresztą nie każdy z nas braci musi mieć takie same zdolności. Ja jestem dobry w innych rzeczach, o czym piszę na bieżąco.
Wciąż nie mam niestety wiadomości o moim trzecim bracie Leonie :(( W związku z tym rozesłałem takie oto zdjęcia. Może się jednak odezwie, gdy to zobaczy?

niedziela, 7 marca 2010

Kwiatki

W domu pojawiła się wiosna w postaci żółtych kwiatków. Postanowiliśmy z Maćkiem jej się nawąchać, tej wiosny, i przyjrzeć z bliska.

Mnie szczególnie te kwiatki zaintrygowały, bo nigdy takich nie widziałem. Całą zimę stały w wazonie jakieś papierowe sztuczności. Toteż postanowiłem szczególnie się nimi zająć.

Musiałem je lekko podgiąć, bo Maciek mówił, że pachną.


Rzeczywiście zapach okazał się wspaniały, ciekawe jakby takie kwiatki smakowały?

 

 Ups, chyba lekko przesadziłem z tym ich zginaniem, jakby się złamały czy coś? Szybko poleciałem do wujaszka, aby  coś poradził, jak je wyprostować.



Szybko, szybko wstawaj, z kwiatkami coś się stało - wołałem przerażony.


Ale wujaszek ani drgnął. Pozostałem sam z problemem i znikąd pomocy.

Postanowiłem udawać, że mocno śpię i nic nie wiem o połamanych kwiatkach. Może się uda?

czwartek, 4 marca 2010

Baranek

Moim najlepszym przyjacielem bez wątpienia jest buras Maciek. Co prawda pierzemy się regularnie kilka razy dziennie, ale jak to ludzie mówią, kto się czubi, ten się lubi. Wujaszka Rudaska też lubię, ale z nim nie ma żartów. Jak się pierze, to na poważnie, aż sierść leci. Ostatnio zyskałem nowego przyjaciela, niebieskiego baranka.

Baranek zamieszkał na stole, jest miękki, puszysty i można się w niego wtulać. Przynoszę mu do zabawy moją ulubioną linkę, czyli sznurek, ale baranek woli sobie po prostu leżeć.

Czasami próbuję go rozruszać, ale ciężko mi to idzie, bo on tak sobie leży i leży. W końcu dałem mu moją sznuro-linkę do zabawy, a ja zająłem się tropieniem onych na stole.

 
Tak się w to tropienie zaangażowałem, że nawet nie zauważyłem, kiedy mnie te one wciągnęły pod matę na stole.


 
Wyszedłem z tej opresji cały skołowany, a niebieski baranek jak leżał na stole, tak leży.