skip to main |
skip to sidebar
Podobno dziewczyny niedługo zjadą do domu.
Hurrra,
wreszcie! Byłbym rad, bo całymi dniami przesiaduję w szafie. Z nudów i
tęsknoty. Wiem, że Lusia też za mną tęskni i wypatruje, czy przypadkiem nie
przyjechałem...
Ona ma tam więcej rozrywek. Na przykład robi za
lilię, która zakwitła jesienią ;)
Albo sobie wącha kwiatki.
Albo się po prostu wyleguje.
Ma też adoratora, pseudo Nosek. Niby wpada się
najeść,
ale przy okazji łakomie i na Lusię spogląda. A kysz!!!
A Tosia dzielnie we wszystkim pomaga. Suszy zioła
stróżuje
kosi trawę
po czym... kocia toaleta.
A jednak... zgodziłem się, żeby Lusia pojechała
jeszcze na trochę, bo bardzo tego chciała. Przygotowała się do wyprawy solidnie.
Wzięła wody dla ochłody.
Bo od Tosi miała wiadomość, że upał nieznośny.
A tymczasem... Lało, lało i lało. Czas spędzała w betach,
pod ławką,
rzadko była okazja, żeby wdrapać się na dach i rozejrzeć po okolicy.
Albo pełnić wartę patriotyczną.
Dosia i Tosia "zajadały" porę deszczową
chrupkami.
A my z Maćkiem spędzamy czas po staremu i bodaj czy
nie mamy lepiej niż dziewuchy włóczykije.
Ale spoko, podobno wraca słońce :)