niedziela, 24 października 2010

Ostatnie podrygi

Na działce porządki.




 Ludzie ścięli drzewo



  i gałązek było tak dużo, że  Maciek się w nich pogubił.

Błąkał się biedny jak w labiryncie.



 Dopiero gęsty dym z paleniska wygonił go z tych gałęzi


i mógł swobodnie pooddychać i się rozciągnąć.


 W ogóle zrobiło się tak jakoś łyso na tej działce i wcale nie żałuję, że mam szlaban i muszę siedzieć w domu.


No może trochę zazdroszczę Maćkowi tego biegania po bezlistnych  drzewach,



ale widok takiego pustkowia zaraz mnie na powrót zniechęca do pobytu na działce.


Wolę już to słodkie lenistwo w towarzystwie wujaszka na miękkiej kanapie.

niedziela, 17 października 2010

Maciek na działce

Jako że ja mam szlaban aż do... wiosny, więc tylko Maciek pojechał na działkę, bo on to taki poukładany, grzeczny kocik jest. Słowem maminsynek, ale co tam. Niech no tylko zakwitną jabłonie, to i ja się na działce pokażę: ))
Tymczasem nasi ludzie zaczęli dokarmiać sikorki.


Zlatuje się ich tam całe mnóstwo.


Po prostu palce, znaczy łapy, lizać. Ale Maciek, koneser myszy (wciąż nie rozumiem, co takiego jest w tej futrzanej istocie), zamiast upolować sobie ptaszka, wolał godzinami tkwić na podeście i czekać na swoją przekąskę.

W końcu jak się zreflektował, że myszy poszły spać na zimę chyba, to zainteresował się sikorami.

A że sikorki niegłupie i po swoje ziarenka spadają z drzewa niczym meserszmity, to biedak zawisł na tym konarze i udawał koalę.


Tyle że sikorki nijak pojawić się nie chciały, tylko na drzewie sobie siedziały.

 Ot i biedny sfrustrowany Maciek do domu wraca, głowę nam swoimi opowiadaniami tylko zawraca. A mógłby jak my z wujaszkiem na "Jaśki " spoglądać zza balkonowej kraty.

sobota, 16 października 2010

Kocie sprawy

Pudełka są najfajniejsze, bo można się w nich chować, spać i bawić. Gdy nie ma pod łapą pudełka, zawsze znajdzie się alternatywa, np. torba po zakupach zwana reklamówką. Ponoć niebezpieczna dla kotów, ale co tam, bawić się trzeba.



Czasami zdarza się taka oto gratka,


czyli torba na kółkach, wtedy można się w niej schować i mieć pewność, że nikt nas nie znajdzie. Ale kiedy takich zabawek nie ma , wtedy koty wymyślają inne zajęcia. Ja np. uwielbiam wchodzić na komodę i pić wodę ze szklanki, w której moczy się jakaś pestka.


Uwielbiam też pozować do zdjęć, bo jestem, mówiąc nieskromnie, bardzo fotogeniczny :))


A nie jak Maciek, który na każdym zdjęciu wygląda, hmmm,  jak... Maciek.


Wujaszek Rudy nie przepada za fotografowaniem się, zresztą prawie na wszystkich zdjęciach śpi.


Zresztą co tu dużo mówić, spanie to nasza kocia rzecz. Poprzez spanie zbieramy energię na ganianie się po mieszkaniu, wzajemne się pranie tudzież ogólne rozrabianie. 


My z wujaszkiem często śpimy razem przytuleni. 

No dobra, to ja jestem w większości przypadków przytulony do wujaszkowego ogona, bo ciepło i miękko.
Maciek woli rozwalać się na łóżku sam. 


Kiedy już się wyśpimy, to zazwyczaj pierwsza rzecz, którą robimy, to idziemy oglądać nasze "Jaśki", czyli zaprzyjaźnione z nami gołębie, które koczują na balkonie dzień i noc. Ostatnio dołączyły do nich sikorki. Chyba zima się zbliża.



wtorek, 12 października 2010

Ostatni raz na działce

I znowu nabroiłem ździebko. Znaczy się tak jak pół roku temu, tak i w miniony weekend zwariowałem.
A zaczęło się całkiem nieźle.

Kwiatki, słońce, powietrze.
Polowałem na motylki, goniłem się z Maćkiem,


a także piłem wodę z cudzej wanienki :))

Nawet zażerałem się kiełbasą z grilla.

Potem poszedłem na polowanie z Maćkiem.


Nic nie wskazywało na to, że nagłe poczuję ten zew dzikości, który płynie w moich żyłach, i będę do zimnej nocy szalał jak opętany po działkach, zmuszając moich ludzi do czekania na mnie i martwienia się. Takim oto sposobem nagrabiłem sobie co niemiara. Dostałem szlaban na całe pół roku, albo do momentu, jak zrobi się ciepło, a moje dzikie instynkty nie będą tak uciążliwe . 
No i dobrze, zima za pasem, będę wylegiwał się w ciepełku i nabierał siły na wiosnę :))


 

poniedziałek, 4 października 2010

Październikowo

Dzisiejszy dzień na działce zaczął się niesamowicie. Nagle ni z gruszki, ni z pietruszki coś brązowego  zaczęło skakać.


Nie bardzo wiedziałem, co to może być. Futerka nie miało, więc nie myszka, skrzydełek nie miało, więc nie ważka, ale ciekawe toto było. W truskawki wlazło i nastąpiło nasze spotkanie.

Maciek popatrzył i stwierdził, że to żaba. Takie śliskie, brązowe i skaczące, to ma być żaba? Też mi coś. Moi ludzie w obawie, że ją zjem, szybko ją ewakuowali...

znaczy przenieśli w bezpieczne od nas kotów miejsce.

Potem było tylko fajniej. Maciek upolował myszkę. Oczywiście podzielić się nie chciał, zresztą jak już pisałem, futro w przełyku jakoś mi nie służy. Za to upajałem się pięknym dniem, czyli leżakowałem.


Tak leżakując, dojrzałem  na słupie dzięcioła.

Nie powiem, że nie miałem na niego chęci, ale z wiadomych przyczyn zadowoliłem się...

grillem :))