niedziela, 17 października 2010

Maciek na działce

Jako że ja mam szlaban aż do... wiosny, więc tylko Maciek pojechał na działkę, bo on to taki poukładany, grzeczny kocik jest. Słowem maminsynek, ale co tam. Niech no tylko zakwitną jabłonie, to i ja się na działce pokażę: ))
Tymczasem nasi ludzie zaczęli dokarmiać sikorki.


Zlatuje się ich tam całe mnóstwo.


Po prostu palce, znaczy łapy, lizać. Ale Maciek, koneser myszy (wciąż nie rozumiem, co takiego jest w tej futrzanej istocie), zamiast upolować sobie ptaszka, wolał godzinami tkwić na podeście i czekać na swoją przekąskę.

W końcu jak się zreflektował, że myszy poszły spać na zimę chyba, to zainteresował się sikorami.

A że sikorki niegłupie i po swoje ziarenka spadają z drzewa niczym meserszmity, to biedak zawisł na tym konarze i udawał koalę.


Tyle że sikorki nijak pojawić się nie chciały, tylko na drzewie sobie siedziały.

 Ot i biedny sfrustrowany Maciek do domu wraca, głowę nam swoimi opowiadaniami tylko zawraca. A mógłby jak my z wujaszkiem na "Jaśki " spoglądać zza balkonowej kraty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz