niedziela, 23 grudnia 2018

No i Święta!



Coś przynieśli. Choinkowe gałązki. Obadaliśmy wespół. Pewnie będą przystrajane jak co roku.

O, patrzcie, Tośka włączyła się do akcji.
No, no, całkiem nieźle to wygląda.

Ale co to? Prawdziwej choinki w tym roku nie będzie??? Atrapa jakaś. Oszukali nas :( 
No trudno. Grunt, że są skarpety. To już pachnie smakołykami, a właściwie na tym najbardziej nam zależy. W końcu święta to święta, nie najeść się dobrze czymś dobrym to grzech. 
A i nasze Miśki prezentują się świątecznie, byle tylko do uczty się nie przyłączyły, bo jeszcze dla kotów zabraknie.
Mikołaj HO HO HO też na swoim miejscu. Lusia go pilnuje, choć trochę ze znudzoną miną.
Drodzy Czytelnicy, życzymy Wam
 






niedziela, 16 grudnia 2018

Pierwsze oznaki Świąt



Na działce – jak co roku – pojawiły się Mikołaje.
 


Po jakimś czasie przykrył je biały puch.
Omal też nie przykrył Dosi.
W domu też to i owo przybyło.
Hola, hola, tyle to my nawet w święta nie zjemy, chyba pół roku musiałyby trwać :)
Ale są też smakołyki de luxe – ooo!!! Tym to na pewno damy radę.
Z tego co widzę, sprawy mają się rozwojowo. Ciekawe, co będzie dalej...

 
 

wtorek, 20 listopada 2018

Operacja



Tak, to o mnie. Przeszedłem operację! Prawdziwą, pod narkozą. Straciłem trochę ząbków, dla mojego dobra podobno. Żebym już nie musiał być taszczony regularnie do weta na zastrzyki. Przyjmuję argumentację, wcale mi się to taszczenie nie podobało. Operacja zresztą też nie, ale niewiele z niej pamiętam, żeby nie powiedzieć, że nic. Ale po kolei.
Uważam, że byłem bardzo dzielny, choć wróciłem ledwo ciepły i zły, bo przełożyli mnie do większej budki i kazali siedzieć, jakbym jakimś więźniem był.
Szybko się zbuntowałem i... zwiałem. Szukała mnie zafrasowana Lusia.

Chciałem na mój ulubiony kaloryferek, ale ten okazał się zajęty. I to przez kogo? Przez Tosię, która nigdy dotąd tam nie wchodziła. Czyżby wszyscy się sprzysięgli przeciwko mnie, i to w tak ciężkiej chwili?

Nie, nie wszyscy. Zaopiekowała się mną Lusia, moja wierna towarzyszka. Teraz to już szybko dojdę do formy :)
Kaloryferek w końcu odbiłem.
A Tośka przeniosła się na stół miętolić obrusik.
No i przylatują wróbelki.

Znaczy idzie zima. Dosia na działce ma już ocieploną budę. 

Wygląda na to, że wszyscy trudny czas przetrwamy. Nawet te sztuczne dziki, co wyrosły w bemowskim lesie.














sobota, 10 listopada 2018

Nowe drapaki



Porządki również w domu. Wreszcie wywalili stare rupiecie i dostaliśmy nowe drapaki :)
Ale po kolei. Najpierw przybył drapak nr 1. Tosia obadała. Chyba może być. 
Po złożeniu też prezentuje się nie najgorzej. Z hamakiem! Takiego jeszcze nie mieliśmy.
Wypróbowali z Maćkiem po kolei.



Po czym Tosia stwierdziła, że... nie ma to jak pudło.
W drugiej kolejności przytachano drapak nr 2. Tym od razu zainteresował się Maciek.

Drapak stoi.
No i co? Znów wygrało pudło :)
 
Ale jeszcze lepszy numer był. Maciek zapakował się cichcem do pudła po pierwszym drapaku i zamknął za sobą wieczko. No i został wyniesiony na zewnątrz, czyli do śmietnika. Znaczy byłby został, bo tuż za drzwiami wyskoczył z pudła i pogrzał schodami w górę (w dół koty nie biegają). Jak się przygoda zakończyła? Ano powrotem do domu. Witaj Maćku wędrowniczku :)

PS 1. Dedykuję ten wpis naszemu Wujkowi z dalekich stron, bo dowiedzieliśmy się, że to on zasponsorował nowy sprzęt. Tak, cieszymy się i dziękujemy, ale... Tęsknimy za Tobą i miziankową Ciocią. Czekamy na Was.
PS 2. Pamiętasz walizkę?

wtorek, 23 października 2018

Przygotowania do zimy



Na działce wielkie porządki. Koszenie, wietrzenie pościeli, pranie namiocika. To na zimę, dla Dosi.
 
Malowanie borderków, to już na wiosenne rabatki.
To i tamto fest wykarczowane. Jesienny liściopad też z grubsza opanowany.
A nad wszystkim czuwa nasza Tosia kochana. Tak, to dobre określenie. Bo raczej więcej czuwa, niż się do roboty przykłada, ale liczy się sama obecność KOTA.
W ostatnich promieniach słońca Tosia wygrzewa spłowiałe futerko. Może zimą w domu znów nabierze aksamitnej czerni?
 

Z kolei Stefan jakby się chciał na zapas najeść. Nie bój, chłopie, człowiek będzie przyjeżdżał i karmił.
Ostatnio pojawił się nowy gostek.
Piękny, zwinny i dorodny. Nazwany został Enkiem (od NN-ka), bo nie wiadomo, kto zacz, skąd przybył ani jak się nazywa.

 

Tosię bardzo zaintrygował, ba, chyba nawet się spodobał.
Tyle że Tosia... jest już w domu. Ale na razie cicho sza! Musi się zaadaptować, a to może potrwać.

A na koniec dzisiejsze motto:

Największym przywilejem dla kota jest móc przywileje rozdawać.
Pasuje do nas, nieprawdaż?