niedziela, 25 lipca 2010

Chłodno

Upały ustąpiły, a my przystąpiliśmy do naszych codziennych zajęć, czyli baraszkowania, gonienia się, wzajemnego się prania i wylegiwania.


Nie ma większej przyjemności niż rozłożyć się w pościeli, kiedy za oknem biomet niekorzystny,


a ludzie dywagują, czy jechać na grilla, czy zostać w domu.

Bezcenne jest wyciąganie się na kanapie, kiedy z nieba nie leje się żar, a kot się nie poci  i nie wymaga mokrego ręcznika dla ochłody.


Myślałem, że to się nigdy nie skończy i skazany będę na koczowanie pod wanną, tudzież w towarzystwie wentylatora. Ale się skończyło, choć ludziom jakby miny zrzedły. Ale mnie w to graj, przynajmniej bez narażania się na udar mogę wspinać się znowu po kracie i straszyć moje "Jaśki", czyli gołębie.

Poza tym luzie obiecali, że jak się ochłodzi, to pojadę na działkę. Zobaczymy?

poniedziałek, 19 lipca 2010

Upalne dni

Jak każdy kot, tak i ja w te upalne dni szukałem schronienia.

Wybrałem pudełko, trochę rozszarpane co prawda, ale... I mimo usilnych prób nie dawało schronienia,
toteż narzuciłem na siebie mokry ręczniczek. Ulga natychmiastowa.


W ślad za mną poszedł i Maciek.


Tylko wujaszek Rudy się wyłamał i wybrał zimną wannę.





Dzisiaj zrobiło się zdecydowanie fajniej. Nie musimy szukać ochłody. Możemy za to skoncentrować się na innych sprawach, jak choćby oglądaniu "Jaśków", czyli gołębi  przez zasłony. Widok niesamowity, rodem z teatru japońskiego :)) Gołąbek jest, a niby go nie ma, cudownie. Wraz z wujaszkiem Rudym wpatrywaliśmy się w te obrazy z prawdziwym zainteresowaniem.

Szczerze polecam wszystkim kotom. Widowisko prima sort.

sobota, 17 lipca 2010

Lolek

Jeden z moich ludzi poszedł w odwiedziny do Lolka, znaczy mojego bliźniaka. Ale Lolek okazał się tchórzem i przesiedział cały czas pod łóżkiem. Dopiero jego człowiek zrobił mu zdjęcia i mi je przysłał.

Pomyślałem, że gdybyśmy się tak zamienili miejscami, to nasi ludzie nie wiedzieliby, kto jest kim :)) Ja mógłbym udawać Lolka, a Lolek mnie :)) Śmiesznie, no nie?

Lolek ma przyjaciółkę Manię,

z którą się bawi i się do niej tuli.

Też chciałbym taką przyjaciółkę. Namawiam moich ludzi, aby mi taką przynieśli, bo z tymi moimi facetami do ładu dojść nie mogę, ale jak na razie bez skutku.

poniedziałek, 12 lipca 2010

Po wczasach

Wróciliśmy. Powrót był okropny, gorąco, duszno, omal nie zszedłem. Chyba już więcej na działki się nie wybiorę. Wolę zostać z wujaszkiem Rudym w domu, niż gotować się, nawet w cieniu.


Nie pomagały krzaki porzeczek.


Ani wizyty u słonika w wanience.


 Chowanie się w cieniu przynosiło krótkotrwałą ulgę.



Dopiero po zachodzie słońca można było odetchnąć.


Może jak się skończą upały, wrócę na działkę, a póki co zostanę w domu.

niedziela, 11 lipca 2010

Jesteśmy na wczasach...

W tych mazowieckich lasach, w promieniach słonecznych opalamy się. No dobra, my koty nie opalamy się, my wędrujemy, polujemy, leżymy w cieniu i ogólnie słońca unikamy.
Wczoraj upał był nie do wytrzymania, czekaliśmy na noc, bo ta, choć ciepła, to nie upalna jest.
Wypuściłem się więc w nocy na spacer po działkach, fajnie było, tylko ludzie się martwili, ale w końcu dotarłem do domku. Jestem już dużym kotem i wiem, gdzie mieszkam na tych wczasach.


 Dzisiaj od rana poluję, najpierw na nornicę, bez rezultatów co prawda, ale co tam. Potem poszedłem na działkę sąsiada, a tam w kompoście coś się rusza, wow. Na moje nieszczęście ludzie to zauważyli i myk mnie odganiają, że niby karczownik. Maciek powiedział, że karczownik to jakiś szczur czy coś. Ja tam nie wiem, co to szczur, ale na wszelki wypadek zostawiłem to coś w spokoju i zmieniłem zainteresowanie, czyli poszedłem na inną działkę.


 Dzisiaj wracamy do domu, aby za tydzień znowu wrócić na łono natury. Więcej o pobycie w następnym wpisie.

środa, 7 lipca 2010

Weekend na działce 3

Trzeci dzień na działce polegał głównie na pokładaniu się i wylegiwaniu, gdzie popadnie.


Wczesne wstawanie, późne chodzenie spać, polowania, biegania, zabawy, harce, swawole wykończyły nas do reszty.


Nawet ptaszki nas nie interesowały ani ukryte w norkach myszy. Jedyne, czego pragnęliśmy, to spać.

Późnym popołudniem zapakowano nas w transportery i zawieziono do domu, gdzie do tej pory odsypiamy weekend i nabieramy sił na następny :))


wtorek, 6 lipca 2010

Weekend na działce 2

Gdy nadchodziła noc, my się wyraźnie ożywialiśmy, wstępowała w nas podwojona energia i zabawom nie było końca.
Polowaliśmy na siebie, spacerowaliśmy po dachu

albo upajaliśmy się nocnymi widokami :)

Zmęczeni wracaliśmy potulnie do domku,

gdzie czekało na nas łóżeczko.

Maciek zanim zdecydował się na spanie, musiał przejrzeć się w swoim ulubionym zwierciadełku i upewnić, że wciąż jeszcze jest najpiękniejszym kotem na świecie.

Pomyślałby kto, ale niech mu będzie, chociaż wiem i bez zwierciadełka, że to ja jestem najpiękniejszy.

Rano skoro świt zrywał nas na nogi wręcz niesamowity jazgot ptaków. Awanturowały się tak okropnie, że musieliśmy budzić ludzi, aby otworzyli nam drzwi w celu sprawdzenia, co się na tym dworze dzieje.

Przy okazji witałem się ze słonikiem, który nie wiadomo z jakich przyczyn tkwi w tej wanience całymi dniami, i wyrywałem na drzewo uspokoić to całe rozkrzyczane bractwo.


Gdy ludzie wstawali, wracaliśmy, aby oddać się błogiemu, nagle przerwanemu wypoczynkowi.

poniedziałek, 5 lipca 2010

Weekend na działce 1

Dałem się wywieźć na działkę na całe 3 dni. Z początku perspektywa spędzenia tylu dni na trawie, w kwiatach i na drzewach nie wzbudzała mojego zachwytu, ale potem, jak tylko posmakowałem, co to prawdziwa wolność, byłem uradowany.
Włóczyliśmy się z Maćkiem  po ogródkach do późnych godzin wieczornych, nawet zapominaliśmy o jedzeniu, tylko o piciu pamiętaliśmy, no i meldowaliśmy się naszym ludziom, aby się nie martwili.


Maciek znowu upolował myszkę, ale nie chciał się nią ze mną podzielić.

Mogłem się co najwyżej przypatrywać, jak on się  z nią rozprawiał. Zresztą, ja tam wolę sztuczne myszki, toteż nie paliłem się zanadto, aby tę prawdziwą skosztować, jak to zrobił Maciek.
Wspinanie się na drzewa w celu upolowania ptaszka już znacznie bardziej mnie rajcuje.

Co prawda, ptaszków nie udaje mi się złapać, ale samo siedzenie na drzewie to już frajda niebywała.
Ponadto jestem miłośnikiem kwiatków, dlatego uwielbiam się w nich wylegiwać.

A gdy jest gorąco, zdecydowanie preferuję cień i gołą ziemię.


A przyznaję, że gorąco było i z utęsknieniem czekaliśmy na noc, która przynosi ulgę i prawdziwy raj dla kotów, ale o tym w następnym odcinku.