wtorek, 10 lipca 2018

Zaś upały



Działo się. I źle, i dobrze. Zacznę od złego. Zachorowała Tosia. Musiała w trybie pilnym przyjechać do domu na leczenie. Oj, bardzo była nieszczęśliwa w szpitaliku „Pod Kratą”. 
Jak tylko doszła do siebie, zaczęła się domagać powrotu. Kiedy drapanie w drzwi nie pomogło, usadowiła się w budce i czekała.
A wróciła... tramwajem. Bardzo była dzielna i chyba jej się spodobało, choć skład okrutnie zgrzytał. Szacun, Tośka, ja bym na pewno takiej podróży nie zniósł.
Już jest szczęśliwa, już „u siebie”.
Następnego dnia pojechała Lusia. Ona jak dama, taksówką. Też szczęśliwa.
Znów nadeszły upały, koteczki rozłożyły parasole, ale mało co pomagają. 
Najfajniej jest w cieniu ławki
albo drzwi.
Niunia zadomowiła się na dobre. Ależ z niej śmiesznota :)
Bywa też Warsik, ale gość to niesympatyczny. Dziewuchy traktują go wodą z węża, hihi.
Tylko my z Maćkiem kiblujemy w domu. Niby źle tu nie mamy, ale trochę nam się nudzi. No i, co nie jest sekretem, niezbyt za sobą przepadamy.
Maciek głównie śpi/kontempluje. Może wziął sobie do serca motto na dziś:
Kot, który chce dożyć spokojnej starości, powinien nad tym spokojem wcześniej popracować.
Kierując się tym samym, ja pławię się w promieniach słońca.