niedziela, 31 lipca 2011

I znowu...

Ulewa i podtopienia, czyli z działki nici. Ale Maciek był, bo ma kaloszki :))




A zresztą Maciek to Maciek, wody się nie boi, a ja... wolę w domu.

Moja mama Misia też lubi w domu, ale działkowym. Jak leje, to sobie śpi i przybiera fajne pozy, zupełnie jak ja.



Gdy przestaje padać, co się rzadko zdarza, wchodzi na drzewo, aby się poprzeciągać,



albo wyleguje się na swoim ulubionym krzesełku.


A ja z wujaszkiem, tymczasem, zajadamy się smaczną trawką i dobrze jest.

sobota, 23 lipca 2011

Kicha

Pogoda nawaliła po całej linii. Miałem jechać na działkę i nie pojechałem. My koty zostaliśmy w domu, tylko ludzie pojechali do Misi. Oprócz Misi zastali tam także Dosię, czyli żeńskiego sobowtóra Maćka.

Dosia traktuje naszą działkę jak swoją, wyjada Misi jedzenie, śpi w Misi budce, zachowuje się jak swój kot, tylko pogłaskać się nie daje. Misia się z nią zaprzyjaźniła i obie harcują po ogródku.


Dzisiaj Dosia wybrała się na polowanie i ku uciesze ludzi złapała mysz,

 którą się najpierw bawiła,

a potem te myszkę po prostu... zgubiła :) Myszka w kompoście się ukryła, a Dosia przyczajona na nią tam czekała, i czekała, i czekała.


 Tymczasem Misia zrelaksowana, wypoczęta, tylko się przeciągała i pazurki ostrzyła. Czyżby na tę zgubioną przez Dosię mysz?


Mnie pozostało wysłuchanie historyjki, opisanie i czekanie na lepsza pogodę.

czwartek, 21 lipca 2011

Działkowa królowa

Niekwestionowaną królową naszej działki jest Misia, czyli moja mama. Rządzi sobie jak potrafi i wychodzi jej to całkiem dobrze. Do tego jest bardzo odważna, bo żadna ulewa czy burza jej niestraszna. Zresztą,


 ma swój własny domek i krzesło na tarasie i ludzi, którzy przychodzą w odwiedziny.


Misia pilnuje ogródka i ma wszystko pod kontrolą.


Domku też pilnuje i żaden intruz się nie prześlizgnie.


Gdy już obejdzie całą działkę, udaje się na zasłużony odpoczynek.


PS.
Jak pogoda dopisze, to jedziemy w weekend do Misi, ja też :)) Szlaban się skończył.

piątek, 15 lipca 2011

Lipcowe to i owo

Pogoda taka sobie, ale co tam, i tak mam szlaban, na działkę jeździć nie mogę. Ale dostałem prezent, znaczy że kiedyś pojadę.

Wszyscy się interesują tym moim nowym prezentem i chcieliby w nim po przebywać, ale się nie da, bo zakluczyłem :))

Ponadto jutro przyjeżdża babcia z dziadkiem. Nie bardzo wiem, co to znaczy babcia i dziadek, ale wiem, że coś jest na rzeczy, bo w domu porządki odchodzą, że aż śmiga.
Maciek powiedział, że babcię już widział i że jest fajna. Ja z reguły obcych w domu nie toleruję za bardzo, ale zobaczymy, może się przekonam i  choć raz się pokażę ku uciesze moich ludzi.
Ponadto trochę nudno. Biję się z kotami albo miziam się z człowiekiem,


albo pozuję do zdjęć 
tudzież zajadam się świeżą trawką.


I tak leci dzień za dniem. Już nie mogę się doczekać, kiedy ten cały szlaban na działkę minie.

wtorek, 5 lipca 2011

Na śpiocha

My koty uwielbiamy spać, głównie z nudów, ale nie tylko. Śpiąc przybieramy różne pozy, większość z nich polecam ludziom w celach rehabilitacyjnych, oto niektóre z nich.

Głowa zwisa z wersalki, ta pozycja zdecydowanie polepsza krążenie, a i telefon blisko.

Wyżej, niżej, sprzyja ukrwieniu mózgu i gwarantuje wspaniałe sny.


Pół-skręt, łapy do góry, czyli całkowite odjechanie, błogostan, polecam.

Spanie we dwoje też może być przyjemne, grzanie ogonów bezcenne.

Grzanie brzuszka przyjemne.

Grzanie krzyża terapeutyczne.


A jak się znudzi spanie we dwoje, to robimy tzw. zwis i jest fajnie. Chyba że ludzie zafundują nam atrakcję w postaci duuużego pudła - wtedy pozycje są nieograniczone.



Dobranoc :))

piątek, 1 lipca 2011

No i po remoncie

Remont spędziłem na działce z Misią, Maćkiem i ludźmi, a raczej z jednym ludziem, bo drugi tylko przyjeżdżał na noc. Pogoda była taka sobie, ale było fajnie.

Jak zwykle siedziałem na drzewie i polowałem.

Zwiedzałem z Maćkiem inne działki i strasznie mi się tam spodobało. Tak bardzo, że postanowiłem "zamieszkać" w zlewie stojącym pośrodku.



Zmęczony zległem na łóżku obok mamy Misi, aby nabrać siły na następny dzień.

Następnego dnia pilnowałem się bardziej domu, bo wciąż w uszach brzmiało mi chrumkanie dzików za płotem brrrrrrrrr.


Wysiadywanie na stole uznałem za bardziej bezpieczne niż stąpanie po ziemi i narażanie się na spotkanie z dzikimi świniami.


Zresztą Maciek też wolał siedzieć na werandzie niż biegać,


tylko Misia wylegiwała się na ścieżce.

Jak się okazało, dziki  już się nie pokazały, ale pokazał się... żółw.

Dziwny to jakiś stwór i nie wiedziałem, czy podejść, czy nie, więc siedziałem i obserwowałem go.

Zmęczony tym wszystkim poszedłem się przespać, tym razem nie tylko z Misią.

I tak zleciał kolejny dzień, a potem wróciliśmy do odświeżonego mieszkania i zapadliśmy w letni sen.