niedziela, 28 lutego 2010

Wspinaczka

Dzisiaj postanowiłem pooglądać świat z góry. Wdrapałem się przeto na balkonową kratę i przypatrywałem się ulicy.

W międzyczasie do stołówki zawitał gołąb, czemu by z nim nie pogadać, pomyślałem, skoro nie mogę go zjeść.
Tak więc zawisłem na tej kracie na dłużej i ucinałem sobie pogawędki.

Trochę to wiszenie na kracie uciążliwe się okazało, postanowiłem zejść, tylko jak?


W końcu usiadłem na parapet i wtedy odkryłem, że gołąbek odbija się w szybie. Zdumiewające!

Takim oto sposobem miałem dwa gołębie, oryginał na balkonie i kopię na szybie.
Tak mi się to spodobało, że wciągnąłem w tę zabawę Maćka.


Każda zabawa jest męcząca, nawet takie wspinanie po kracie, i zakończona być musi wykwintnym jedzeniem


i drzemką, najlepiej w szafie pełnej swojskich zapachów moich ludzi.


czwartek, 25 lutego 2010

Czyżby wiosna?

Ludzie pootwierali balkony i okna, czyżby przyszła już wiosna? Co prawda, jak już pisałem, nie wiem, jak wygląda wiosna, ale i tak pośpieszyliśmy szybko zobaczyć, co się dzieje, i nawąchać się wspaniałego, świeżego powietrza.

W karmniku jak zwykle urzędowały gołębie i - co najważniejsze - świeciło słońce. Jeżeli tak wygląda wiosna, to ja jestem całkowicie za i już nie mogę się doczekać, kiedy pojadę z Maćkiem na działkę.
Marzy mi się, aby któryś z moich braci mnie odwiedził na działce, ale fajnie by było tak razem pobiegać i ważki połowić.
Tymczasem słyszałem, że ponoć moja mama ma na działce zamieszkać. Hmm. Co prawda ja już mam ludzkie mamy, ale może będzie fajnie z tą kocią przy boku?
Wracając do dnia dzisiejszego, to aż tak się tą wiosną zachwyciłem, że postanowiłem popatrzeć na nią z góry.

Jeszcze nigdy tak wysoko nie siedziałem i muszę przyznać, że jest niesamowicie. Pewnie będę częściej spoglądał sobie na ten świat z góry.
Maciek już wszędzie był i wszystko widział, toteż wybrał na miejsce swojego wypoczynku szafę.

Ja tam wolę balkonowe drzwi. Na nich przynajmniej tę nadchodzącą wiosnę widać, a na szafie tylko kurz.

wtorek, 23 lutego 2010

Wada genetyczna

Dowiedziałem się, że jestem wadą genetyczną. Dokładnie to chodzi o moje umaszczenie, czyli rudy kolor. Z tego też względu źle znoszę narkozy, szczepienia i wszelkie tego typu eksperymenty. Na wadę genetyczną to ja nie wyglądam, może wujaszek Rudy, z tą swoją torbą niczym kangur, albo Maciek z tymi wytrzeszczonymi oczkami, ale ja? Piękny, smukły, długi niczym hot dog, mam być jakaś tam wadą? Też mi coś.
Doszedłem do siebie, jestem w formie sportowca. Na nic zdały się te wszystkie zabiegi. Dalej rozrabiam najlepiej jak potrafię, zaczepiam pozostałe koty, a i bić się nauczyłem.
 Dzisiaj na dzień dobry przewróciłem krzesło, coby ludzie nie pomyśleli, że się ustatkowałem. Co to, to nie.
Krzesło z drugiej strony wydało mi się bardziej wygodne, szczególnie te sprężyny, takie fajne. Nawet wujaszek Rudy się zainteresował, bo dawno przewróconego krzesła nie widział.
Potem przywlokłem jakieś pudło, piękne i czerwone, i urządziłem sobie w nim własny pokój, coby mi koty nie przeszkadzały w odpoczynku.

Maciek próbował podejść mnie zza węgła, ale się nie dałem. Moje pudło i już. Nie obyło się bez walki.

Ale jak to bywa w rodzinie, wszystko zakończyło się wspólnym na sofie wylegiwaniem.

niedziela, 21 lutego 2010

Operacja



Wczoraj zostałem poddany operacji. Lekarze wycięli mi moje klejnociki. Nie żałuję ich....... chyba. Nie na wiele się zdały, a i trochę dokuczały. Operację przeszedłem dobrze, ale gorzej było z narkozą. Nie wiem, czy dostałem jej za dużo, czy mój organizm tak na nią podziałał, ale byłem przez 12 godzin całkowicie uziemiony, skołowaciały i ledwo żywy.
Wpędziłem tym samym swoich ludzi w stres i masę nerwów. Interweniowali nawet u lekarza i dopytywali się, dlaczego tak się ze mną źle dzieje, ale lekarz, jak to lekarz, kazał jedynie bacznie się przyglądać i w razie czego przyjść rano.
Jakoś mi jednak przeszło. Dzisiaj czuję się dobrze, aby nie napisać świetnie. Nawet ganiam już po mieszkaniu z Maćkiem i wujaszkiem. Ludzie też odetchnęli z ulgą, że wszystko skończyło się dobrze. Zobaczymy, jak rany będą się goiły, oby nie było żadnych powikłań, bo słyszałem, że z Maćkiem było niewesoło i musiał przyjmować antybiotyki, bo mu się coś w te pojajeczne rany wdało. Ale też się dobrze skończyło, tak że mam nadzieję, że  mnie nic nie będzie. Wczoraj było aż nadto.
Idę się powylegiwać, tak zalecił doktor, spokój  i cisza, ciepełko i mizianie.

środa, 17 lutego 2010

Dzień kota

17 lutego obchodzimy Światowy Dzień Kota.
W tym dniu to my koty jesteśmy najważniejsi. Właściwie to jesteśmy najważniejsi 365 dni w roku, ale dzisiaj wyjątkowo. Dzisiaj ludzie będą nas miziać dłużej niż zazwyczaj, kupią nam lepsze jedzenie, a może i jakąś zabawkę.
Wiemy, że nie jesteśmy lubiani przez część społeczeństwa, ale to już ich strata i świadczy jedynie o nich. My jesteśmy wyjątkowi. Dumni, niezależni i chodzący własnymi drogami. Nie dajemy się szkolić ani formować wedle zachcianek naszych ludzi. Prawda jest taka, że to ludzie przystosowują się do nas, a nie my do ludzi. Niestety, nie wszystkim odpowiada taka nasza wolność i wybierają....... psy. Ja osobiście do psów nic nie mam, w końcu mam w domu naszą Maggie, która właśnie skończyła 14 lat.


Po prostu wolę omijać je z daleka, bo tak dziwnie pachną i w ogóle. Rudasek, znaczy mój wujaszek, jest wprost zakochany w Maggie i nie ma dnia, aby się z nią nie miział, o ile mizianie z psem jest możliwe. Nawet Maciek lubi się o nią ocierać, nie wiedzieć czemu, ale ja w to już nie wnikam. Ja zachowuję dystans, jak przystało na kota.
Koty są z natury nieskromne i jeżeli zasługują na zachwyt i pochwałę, to się tym chwalą. Ja też się pochwalę. Otóż z okazji naszego święta TVP Info pokazała po raz kolejny moje zdjęcie i poinformowała telewidzów, że jestem kotem, który codziennie ich z uwagą ogląda.




 
Z uwagą czy bez, rzeczywiście ich oglądam, bo moi ludzie nie chcą przełączać na inne kanały  z obawy, że będę ganiał za paskami i pokaleczę ich telewizor pazurami. W końcu na to mam pazury. Czyż nie?

A teraz prezent - slide show dla ludzi :))





wtorek, 16 lutego 2010

Kocie zajęcia

Na ogół popołudniami oglądam telewizję, bo co innego może robić kot, kiedy na dworze zima?
Akurat pokazywali śnieg i ludzi po nim jeżdżących.

Wcześniej naoglądałem się, jak skaczą na nartach, i pomyślałem, że jak tylko zechcę, to też mogę skakać, co prawda bez nart, ale co mi tam.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem.

Wspaniałe odbicie, długi skok i miękkie lądowanie na stoliku z TV. Brawo, brawo, usłyszałem. To Maciek podziwiał moje sportowe osiągnięcie. Szkoda, że ludzie tego nie widzieli, byliby zapewne dumni z tego, jak pięknie skaczę. Ale oni w tym czasie robili pranie. Szybko więc pobiegłem zobaczyć, jak im to idzie, i ku mojej wielkiej radości znalazłem "kupę" ciuchów przygotowanych do pralki.

 

Nawet nie macie pojęcia, jak wspaniale jest się tarzać w takich brudnych rzeczach. Maciek preferuje bezpośrednie wskakiwanie do kosza na brudy, a ja szczegółowe ich obwąchiwanie i

  

lizanie. Uwielbiam tulić się do ludzkich ciuchów - to tak, jakbym się z nimi miział, niemalże.
Wołałem Maćka, aby dołączył do tej uczty, ale on wolał hipnotyzować gołębia w karmniku.



W końcu jak już skończył swój nieudany seans, przybiegł i zaczął prać...... ale nie żadne tam ciuchy, tylko mnie,



frustrat jeden. Ale ja mu i tak jeszcze pokażę. 

poniedziałek, 15 lutego 2010

Spanie

Nie muszę nikomu przypominać, że spanie to ulubione zajęcie kota. To prawda, że śpimy dużo, ale dzięki temu mamy niespożytą wręcz energię i po obudzeniu się resztę czasu spędzamy na zabawach.
Ważne jest to, aby spać w tzw. "kupie", czyli razem. Zawsze to milej, cieplej i bezpieczniej. Teraz zaprezentuję wam kilka wypróbowanych przez mnie pozycji dobrego, relaksującego snu.



Zapewniam was, że nie ma nic lepszego niż ciepełko drugiego kumpla bez względu na to, skąd ono, to ciepełko, pochodzi. Namawiam do takich właśnie pozycji przy następnej drzemce.

niedziela, 14 lutego 2010

Walentynki

My też mamy Walentynki. Dostaliśmy super "witaminki" w postaci trawki, świeżej, zielonej, soczystej.

Jak widać potrzebny był nam ten zastrzyk witaminowy, bo nie mogliśmy się od tej trawki oderwać.
Raz zajadałem się trawką z Maćkiem,

 
raz z wujaszkiem Rudym. W końcu to ja jestem najmłodszy i to mnie się więcej należy.



Wreszcie mnie te soczyste witaminy z nóg powaliły i zasnąłem niczym niedźwiedź na zimę.

 



A swoją drogą to mogliby zasłonić te okna, coby po oczach tak nie dawało. 

środa, 10 lutego 2010

Dwa Maćki

Siedzę sobie na komódce, koło mojego ulubionego misia, patrzę sobie dookoła i nagle co widzę......... toż to Maciek na ścianie.  Ale jak on się tam  znalazł? I dlaczego się tak na mnie dziwnie patrzy, jakby mnie pierwszy raz widział?
Coś mi tu nie gra. Muszę go powąchać - pomyślałem - i sprawdzić, czy to aby na pewno On.

Szczerze mówiąc, jakoś tak mało Maćkiem pachnie ten kot, bardziej papierem zalatuje, ale dałbym się pokroić, że to mój Maciek jest.
Nagle słyszę za sobą głos "Lucek, a co ty tak się temu kalendarzowi przyglądasz? Kota na zdjęciu nie widziałeś?". Odskoczyłem od ściany, patrzę, a Maciek leży sobie spokojnie na łóżeczku.

No to jak to w końcu jest? Maciek na ścianie i Maciek w łóżeczku? Coś nie tak, pomyślałem, z tobą koteczku.

poniedziałek, 8 lutego 2010

Gdzie jest wiosna?


Siedzę tak sobie i wiosny wypatruję. Dosyć już mam tej zimy i tego białego puchu czy raczej białej zmarzliny. Prawdę mówiąc, mam już dość siedzenia w domu i robienia w kółko tego samego. Nosi mnie, jak mówią ludzie. Czasami ganiam jak wariat po mieszkaniu, skaczę po wszystkich meblach aż do utraty tchu. Zaczepiam Maćka i wujaszka, aby się ze mną bawili. Moim ludziom też nie odpuszczam. Ale to wszystko to nie to samo, co bieganie po zielonej łące, znaczy trawniku, skakanie po drzewach, straszenie ptaszków, wąchanie kwiatków czy ich obgryzanie. Ja chcę wiosny!!! Wczoraj słoneczko zaświeciło, pomyślałem, o wiosna idzie, a tu dzisiaj znowu to białe paskudztwo poprószyło i wiosnę odstraszyło. Nie bawię się tak.
Maciek się śmieje, że nie mam co tej wiosny tak wyglądać, bo jak przyjdzie wiosna, to stracę klejnoty. Ale Maciek dziwny jest to i dziwne rzeczy gada. O jakie klejnoty mu chodzi, nie wiem, ale co mi tam, mogę tracić, byle ta wiosna już była.

czwartek, 4 lutego 2010

Cześć

Wiem, że długo nie pisałem, ale śnieg mnie zasypał jakby:)) Dzisiaj słoneczko wyjrzało, to się pisać zachciało. Liczę skrzętnie dni do końca zimy. Co prawda my koty zimy się nie boimy, ale wiosnę wolimy.
Ja co prawda nie bardzo wiem, co to ta wiosna, ale Maciek mówi, że wiosną jest fajnie i że kwitną kwiatki i ptaszki śpiewają i co najważniejsze na działkę można pojechać. A Maciek to nic tylko by na tę działkę jechał. Ale Maciek to taki żbik, to go na dwór ciągnie. On czuje się na dworze jak ryba w wodzie. Tak mówią ludzie. Słyszałem też, jak ludzie rozmawiali właśnie o żbikach i porównywali, czy Maciek to aby żbik, czy też nie, i wyszło na to, że chyba taki jakby półżbik. Zresztą zobaczcie sami.


Ja tam przynajmniej wiem, że jestem kot mazowiecki działkowo-domowy i dobrze mi z tym. Nikt nie musi się zastanawiać, skąd się wziąłem, nawet moją mamę ludzie znają i często ją odwiedzają.
Ostatnio mama wygrzewała się na werandzie, jak ludzie u niej byli.

I "piracika" przy okazji mleczkiem nakarmili.


Słuchajcie, rozpoczęła się faza głosowania w konkursie na Blogera 2009 Roku, organizowanym przez Wiadomości24.pl. Potrwa ona do 24 lutego włącznie. Mój blog też się znalazł w tym konkursie. Tak więc jak macie chwilę czasu, to oddajcie na mnie swój głos. Wystarczy kliknąć na link poniżej i już. Będę wdzięczny.