wtorek, 23 lutego 2010

Wada genetyczna

Dowiedziałem się, że jestem wadą genetyczną. Dokładnie to chodzi o moje umaszczenie, czyli rudy kolor. Z tego też względu źle znoszę narkozy, szczepienia i wszelkie tego typu eksperymenty. Na wadę genetyczną to ja nie wyglądam, może wujaszek Rudy, z tą swoją torbą niczym kangur, albo Maciek z tymi wytrzeszczonymi oczkami, ale ja? Piękny, smukły, długi niczym hot dog, mam być jakaś tam wadą? Też mi coś.
Doszedłem do siebie, jestem w formie sportowca. Na nic zdały się te wszystkie zabiegi. Dalej rozrabiam najlepiej jak potrafię, zaczepiam pozostałe koty, a i bić się nauczyłem.
 Dzisiaj na dzień dobry przewróciłem krzesło, coby ludzie nie pomyśleli, że się ustatkowałem. Co to, to nie.
Krzesło z drugiej strony wydało mi się bardziej wygodne, szczególnie te sprężyny, takie fajne. Nawet wujaszek Rudy się zainteresował, bo dawno przewróconego krzesła nie widział.
Potem przywlokłem jakieś pudło, piękne i czerwone, i urządziłem sobie w nim własny pokój, coby mi koty nie przeszkadzały w odpoczynku.

Maciek próbował podejść mnie zza węgła, ale się nie dałem. Moje pudło i już. Nie obyło się bez walki.

Ale jak to bywa w rodzinie, wszystko zakończyło się wspólnym na sofie wylegiwaniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz