sobota, 23 stycznia 2021

Jubileusz

Hello! Mamy dziś nie byle jaki jubileusz. 500-setny wpis na blogu!!!
Zaczęliśmy w 2009 roku, kiedy przybyłem z działek, oderwany od rodzeństwa,
do mojej ludzkiej Pierwszej Mamy. To ona mnie wybrała i pokochała, choć łatwym egzemplarzem nie byłem. Taki zresztą zostałem do dziś :(
I zwykłego działkowego kociaka nauczyła, jak czytać, pisać
i obsłużyć kompa.
A potem założyła mi bloga, żebym mógł opisywać codzienne życie w naszej ludzko-kocio-psiej (bo wtedy jeszcze żyła suczka Maggie) rodzince. Pisali nawet o mnie w gazetce ogrodniczej!
Przez te lata zmieniło się wiele. Odeszły domowe koty dziadek Kajtek, który też chorował na nerki
i wujaszek Rudy,
ciocia Maggie,
działkowa mama Misia.
Odszedł też mój brat bliźniak zwany przez nas Lolkiem, który znalazł kochający dom z „farbowaną” kicią.
I drugi brat Leon, bardzo chorował, też miał fajne, chociaż krótkie życie, i troskliwego człowieka.
To były smutne wiadomości. Ale były też i dobre. Przybył do nas Maciek, buncolem zwany, o wiecznie zdziwionym spojrzeniu.
Przygarnęliśmy Tosię, czarniutką „glizdeczkę”, uratowaną przez dobrych ludzi z innych działek. Na jaką piękność wyrosła, stali Czytelnicy dobrze wiedzą.
Wreszcie pojawiła się Lusia, osóbka mega bezstresowa, no i numer 1 w rankingu kocich modelek.
Tak wyglądały nasze wspólne poranki.
Opisywałem, co dzieje się w domu, co na działce.
Nawet jak już przestałem jeździć, trzymałem rękę na pulsie. Bo tam nie tylko nasi wolnożyjący pobratymcy bytują.
Nawiedzały nas kiedyś dziwne wielkie stwory – łosie podobno się nazywają.
I małe dziczki. Jakby trochę do mnie podobne ;)
Mamy też własną czaplę.
I kaczki mandarynki.
Ptaszków wszelkich zatrzęsienie. Oto nasze wróbelki,
dzięcioł i sikorki,
drapieżna wrona - kradziejka słoniny.
A to ślady po bobrach – temperówkach doskonałych. Ich samych nigdy nikt nie widział.
No i drzewa, kwiaty, trawy... to wszystko pokazywałem, żebyście zobaczyli, jak wygląda nasz mały raj na ziemi.
I kiedy wydawało się, że ta domowo-działkowa sielanka będzie trwać i trwać, stało się coś nieprzewidywalnego, nie do wyobrażenia i nie do pojęcia nie tylko dla zwierzaków. Odeszła Pierwsza Mama. To była największa strata. Staramy się żyć tak, jakby nic się nie zmieniło, choć nie jest to łatwe. Wciąż mamy w pamięci Jej troskę i miłość.
I Jej dedykujemy ten jubileuszowy wpis.
Ale dziś dziękujemy przede wszystkim Wam, drodzy Czytelnicy, za to, że jesteście, czytacie i piszecie, bo inaczej... jaki sens miałby taki blog? Cieszymy się z każdego komentarza. No i zapraszamy nadal.
Lucek i reszta