poniedziałek, 4 października 2010

Październikowo

Dzisiejszy dzień na działce zaczął się niesamowicie. Nagle ni z gruszki, ni z pietruszki coś brązowego  zaczęło skakać.


Nie bardzo wiedziałem, co to może być. Futerka nie miało, więc nie myszka, skrzydełek nie miało, więc nie ważka, ale ciekawe toto było. W truskawki wlazło i nastąpiło nasze spotkanie.

Maciek popatrzył i stwierdził, że to żaba. Takie śliskie, brązowe i skaczące, to ma być żaba? Też mi coś. Moi ludzie w obawie, że ją zjem, szybko ją ewakuowali...

znaczy przenieśli w bezpieczne od nas kotów miejsce.

Potem było tylko fajniej. Maciek upolował myszkę. Oczywiście podzielić się nie chciał, zresztą jak już pisałem, futro w przełyku jakoś mi nie służy. Za to upajałem się pięknym dniem, czyli leżakowałem.


Tak leżakując, dojrzałem  na słupie dzięcioła.

Nie powiem, że nie miałem na niego chęci, ale z wiadomych przyczyn zadowoliłem się...

grillem :))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz