Ale po kolei, przynieśli koszyczek pełen zapachów. Lucek się nim zainteresował,
powąchał, polizał, potem się schował. Maciek na stół wskoczył, koszyczek zoczył, ale przeszedł koło niego i nic. Tosia w ogóle się nie fatygowała, suche kocie pałaszowała. Ja wielce zaciekawiona do koszyczka podeszłam i szyneczki skosztowałam.
Dzisiaj rano już czekałam na śniadanko. Ledwo się na stole pojawiło, a ja już zerkałam, co by tu przekąsić.
Moją uwagę przykuła wędlinka, ale muszę przyznać, że i sernik okazał się zjadliwy i całkiem dla kotów nieszkodliwy.
Po śniadaniu nadszedł czas relaksu, maminsynek na kolankach,
ja wybrałam oglądanie programu o psach.
Pozostali poszli spać. Ot i święta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz