Nagle słyszę jakiś rumor. Lecę do przedpokoju, obwąchuję to i owo, w tym kosz na bieliznę.
A tu nagle "myk", wieko się otwiera, a na samej górze siedzi "hrabia" Maciek i jeszcze pyta,
co tu robię i dlaczego mu przeszkadzam? Też coś. Obrażony poszedłem do pokoju. pogadać z wujaszkiem,
który właśnie opuszczał siedzisko, czyli krzesło. Nie mając nic lepszego do roboty, zająłem się konwersacją z gołębiami, czyli po naszemu jaśkami.
Ale że z nimi żadna rozmowa, toteż poszedłem sprawdzić, co jest w garach, bo czasami coś super dobrego, jak np. woda :)
W tym czasie Maciek wyszedł z kosza i razem z wujaszkiem pozajmowali wolne legowiska,
a ja, biedny mały kocik, usiłowałem wedrzeć się do tego kosza na bieliznę, co to Maćkowi w nim było tak wygodnie.

Ot i zleciał kolejny dzień.