niedziela, 17 czerwca 2012

Na działce

Pojechałam na działkę z Maćkiem, Lucek został w domu z wujaszkiem. Przeżyłam szok. Jadę ci ja autem, jadę i jadę, potem nagle budka zostaje wyjęta, postawiona tarasie w jakimś obcym otoczeniu i co? Mam niby wyjść i się radować, że niczego nie znam? Hola, hola, nie tak prędko. Ludzie w końcu mnie wyciągnęli z budki i posadzili na ławce.

Już nawet nie wspomnę o bukiecie zapachów, których wcześniej nie znałam, o tylu różnych przeżyciach zmysłowych, po których miałam zawroty głowy. Szok. Trochę się na tej ławce wysiedziałam, ale w końcu myślę, a co tam, i myk - znalazłam się na tarasie.

Musiałam, jak każdy szanujący się kot, pokazać, że w zasadzie to jest mi wszystko jedno, czy mnie tu przywieźli, czy nie, i ostentacyjnie się przeciągnąć. Następnie, pomału, bez pośpiechu oglądnęłam sobie najbliższe otoczenie.

Wydało mi się na tyle przyjazne, że...


pomaszerowałam dalej. Po drodze natrafiłam na Maćka, 


którego mam na co dzień, więc pomaszerowałam dalej, bo zaczęło mi się podobać na tej działce, ale


 o tym w następnym wpisie.

2 komentarze:

  1. Wow , pozazdrościć ja też chcę na działkę...
    Ale fajnie będzie , na całe lato ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajna kocia opowieść - bardzo ciekawa jestem ciągu dalszego :)

    OdpowiedzUsuń