piątek, 16 kwietnia 2010

Znowu na działce

Nareszcie pojechałem na działkę, myślałem, że już nigdy się to nie uda, ale w końcu się udało.
Na dzień dobry pobiegłem na sąsiednią działkę i... zostałem pogoniony przez jakiegoś czarnego wielkiego kocura.

Nie znam go, ale w końcu to działka niczyja, to dlaczego on się tak tam rządzi?
Z pomocą przyszedł Maciek i razem pogoniliśmy intruza z naszego "placu zabaw".


Wróciwszy na swoją działkę, pozostawiony sam sobie, bo Maciek gdzieś w tych chaszczach mi zaginął, postanowiłem oddać się błogiej rozkoszy w kwiatach.

Nie uleżałem zbyt długo, bo nagle przyleciał motylek. Zgrabnym ruchem ciała i niebywałym skokiem znalazłem się w posiadaniu tegoż owada.


Co było dalej, pominę, dodam  jedynie, że smakuje jak papier. 
Znużony tymi harcami postanowiłem powylegiwać się na leżaku, ale słońce tak w oczy raziło.





Niezbyt długo tak tam sobie leżakowałem, bo przyszedł Maciek i mnie z siedziska wygonił.




Wkrótce potem ludzie zaczęli się zbierać do powrotu. Starym zwyczajem obaj uciekliśmy na drzewo, głusi na nawoływania, ale który kot chciałby wracać z takiego "raju" do czterech ścian?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz