piątek, 9 marca 2018

Dzień Weta


Po Dniu Kota (który obchodziliśmy) i Dniu Kobiet (tego nie obchodziliśmy) nadszedł czas na Dzień... Weta.
Brrr! Choć panie i panowie weterynarze bardzo sympatyczni i niby nic do nich nie mam, ale... sami rozumiecie.


Na pierwszy ogień poszedłem ja. Już weteran tej przychodni. Profilaktycznie. Szczegóły objęte tajemnicą lekarską. Jak zawsze byłem niezwykle dzielny, zastrzyki mi niestraszne. Po powrocie powetowałem sobie weta spodeczkiem ulubionych chrupków.
Jako drugi poszedł Maciek. No, ten histeryk – pomyślałem sobie – da tam wszystkim popalić. Nic mi nie powiedział, więc nie wiem, jak było, ale wrócił... bez zęba. Co mu nie przeszkodziło od razu upomnieć się o żarcie, ale miał zakaz. Bufet pusty.

No to się cierpiętnik jeden wpakował na mój kaloryferek wielce obrażony.


Happy endem się skończyło, żarełko w końcu dostał. 
Do następnego (Dnia Weta).

 

2 komentarze:

  1. Zęby to podstawa. Moje koty też mają zadbane zęby. W pracy śmieją się ze mnie. Mi to nie przeszkadza. Koleżanki mają już sztuczne zęby chociaż są młodsze ode mnie. Zęby mamy to dbamy.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic dodać, nic ująć. Mamy, to dbamy.
    A sztucznych nie chcemy. Pozdrówka:)

    OdpowiedzUsuń