skip to main |
skip to sidebar
Dzień Weta
Po Dniu Kota (który obchodziliśmy) i Dniu Kobiet (tego
nie obchodziliśmy) nadszedł czas na Dzień... Weta.
Brrr! Choć panie i panowie weterynarze bardzo
sympatyczni i niby nic do nich nie mam, ale... sami rozumiecie.
Na pierwszy ogień poszedłem ja. Już weteran tej
przychodni. Profilaktycznie. Szczegóły objęte tajemnicą lekarską. Jak zawsze
byłem niezwykle dzielny, zastrzyki mi niestraszne. Po powrocie powetowałem sobie
weta spodeczkiem ulubionych chrupków.
Jako drugi poszedł Maciek. No, ten histeryk – pomyślałem
sobie – da tam wszystkim popalić. Nic mi nie powiedział, więc nie wiem, jak było,
ale wrócił... bez zęba. Co mu nie przeszkodziło od razu upomnieć się o żarcie,
ale miał zakaz. Bufet pusty.
No to się cierpiętnik jeden wpakował na mój
kaloryferek wielce obrażony.
Happy endem się skończyło, żarełko w końcu dostał.
Do następnego (Dnia Weta).
Zęby to podstawa. Moje koty też mają zadbane zęby. W pracy śmieją się ze mnie. Mi to nie przeszkadza. Koleżanki mają już sztuczne zęby chociaż są młodsze ode mnie. Zęby mamy to dbamy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Nic dodać, nic ująć. Mamy, to dbamy.
OdpowiedzUsuńA sztucznych nie chcemy. Pozdrówka:)