poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Do czterech razy sztuka

Wszystko zaczęło się normalnie. Przyjechaliśmy na działkę jak poprzednio. Jak już wspominałem, nie lubię jeździć samochodem i nie lubię przebywać w zamknięciu, czyli tzw. transporterze, ale  jakoś to przeżyłem.

Po przyjeździe ulokowałem się w kwiatkach, które tak uwielbiam wąchać.
.
Nawet pobiegałem po drzewach, razem z Maćkiem.


Wykopaliśmy nawet  wielką dziurę z tyłu domku.


I nagle wypatrzyłem ich...

głośnych, zdziczałych, dziwnych ludzi, którzy zaczęli mnie osaczać. Wszystkie dotąd wolne działki były pełne ludzi. Nie potrafiłem tego zdzierżyć i uciekłem.


Co prawda po dłuższych nawoływaniach moich ludzi i Maćka wróciłem


tylko po to, aby pobawić się w berka,


ale zaraz potem uciekłem ponownie od tego wrzasku i tej masy obcych ludzi. Uciekłem na dobre.
Moi ludzie nawoływali mnie w nieskończoność aż do późnych godzin nocnych, a ja się po prostu bałem, że obcy mnie wezmą ze sobą, i nie dawałem się  złapać nikomu. Nawet moim ludziom.

Wiem, że źle postąpiłem, ale to było silniejsze ode mnie. W końcu dałem za wygraną. Sam wszedłem do transportera i wróciłem do domu. Teraz wiem, że moi ludzie nigdy więcej mnie na działkę nie wezmą. Ale co ja na to poradzę, że boję się obcych jak ognia? Może to i lepiej, że będę towarzyszył wujkowi w domu, a nie Maćkowi w działkowych wyprawach?

1 komentarz:

  1. Oj biedny Lucku ale się wystraszyłeś. Pewnie Twoi Duzi też mieli niezłego stracha, że nie wrócisz do nich.
    W kwiatach i na drzewie prezentujesz się świetnie!

    OdpowiedzUsuń