środa, 22 września 2010

Dzień na działce

Jeżdżenie na działkę w weekend stało się swoistym rytuałem nieomal, ludzie zabierają nas przynajmniej na cały jeden weekendowy dzień.
W ten weekend wyrosła na działce śmieszna budowla.


Musiałem ją oczywiście obwąchać i przebadać na wszelkie sposoby. Pachniała dziwnie. Maciek  wskoczył na jej wierzch, aby udowodnić, że nic mu nie jest straszne.



Kiedy Maciek siedział spokojnie na stercie czegoś tam, ja zapolowałem na mój przysmak, czyli ważkę.


Wiem, wiem, ja stale poluję na ważki, ale co ja zrobię, skoro właśnie te owady są moim największym przysmakiem? Myszy zupełnie mnie nie rajcują, wręcz przeciwnie, jakoś nie bardzo wyobrażam sobie delektowanie się czyimś futerkiem, a fuj.
No, może nie jestem takim zwykłym kotem, jak Maciek, który myszki bardzo sobie chwali, ale nie oznacza to, że jestem gorszy, czyż nie?
Po skromnym dietetycznym posiłku poczęstowałem się "słonikową" wodą.

Potem posiedziałem trochę w promieniach słonecznych na werandzie,


skosztowałem trochę trawki


i kiedy był czas zbierać się do domu, nagle coś mnie zaintrygowało.


Tym czymś był oczywiście Maciek na spacerze i mój człowiek buszujący w krzakach.





Pewnie gdyby mój człowiek wraz z Maćkiem buszował w naszych krzakach, nie byłbym taki zdziwiony, ale jak się okazało, że to nie nasze krzaki... Postanowiłem poczekać na nich przy furtce i zapytać, o co chodzi .

A potem było już  pakowanie i powrót do domu. Innymi słowy, dzień jak co tydzień na działce :))

2 komentarze: