sobota, 16 stycznia 2010

Dzień jak co dzień

Nudziłem się jak mops. Wyciągałem, przeciągałem, wylegiwałem,



aż w końcu go ujrzałem. I aż dziw bierze, że nigdy wcześniej go nie widziałem.


Pomyślałem: fajny kumpel może z niego być, tylko dlaczego on tak sobie wisi, zamiast się ze mną bawić.

Podszedłem bliżej i zapytałem, co on tam robi i dlaczego nie zejdzie na dół, aby się pobawić, ale nic nie odpowiedział.


Ale ważniak - pomyślałem - i pobiegłem do Maćka, aby się w tej sprawie poradzić. Maciek jak to zwykle bywa, tylko się popatrzył, merdnął ogonem i poszedł się wylegiwać.

Poszedłem do wujaszka, który ze stoickim spokojem obserwował ptaki na balkonie.

Ale wujaszek jedynie odpowiedział, abym nie zawracał sobie głowy obrazkiem i zajął się czymś innym.
Hola, hola - pomyślałem - jakim znowu obrazkiem, obrazki to na ścianie wiszą, a ten kot na oknie, więc to nie może być obrazek. Zrezygnowany pomaszerowałem do łazienki, patrzę, a tam woda leci, to ja myk i siedzę sobie na umywalce i jej się przypatruję.


W końcu to tak samo ekscytujące zajęcie jak rozmowa z wiszącym kotem na oknie. Czyż nie?

1 komentarz:

  1. Kotecek, a to chiba twój poltlet, co nie? Ja dzisiaj baję siobie citałem ;D Papasi Kotecek, do jutra!

    OdpowiedzUsuń