Jak Maciek powiedział, tak też zrobił. Zapakował się do budki i pojechał na działkę. Po powrocie wszystko mi opowiedział.
Słoneczko świeciło, ludzie grabili liście, a Maciek buszował w trawce. Trochę mu tej trawki zazdroszczę, bo też bym sobie pogryzł coś zielonego, pachnącego i chrupiącego.

Nawet kulał się w brudzie i kurzu, a ja muszę być zawsze czysty i sterylny. To jakaś dyskryminacja czy coś?

Biegał sobie po bezlistnych drzewach i obserwował psy pałętające się po drodze.

Wygrzewał się na dachu,

myszkował w kompoście,

a na koniec spotkała go wielka frajda, czyli polowanie na kreta.

Taki to sobie pożyje. A mnie jedynie pozostają pluszowe myszy i plastikowe piłeczki do zabawy.
Jedyna radość, jaką ja z tego miałem, to pozdrowienia od mojej mamy, którą Maciek wczoraj widział. Nawet jej zdjęcie zrobił na pamiątkę, abym mógł sobie popatrzeć.

Mam nadzieję, że z mamą wiosną się spotkam i opowiem jej o wszystkim .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz