wtorek, 13 października 2009

Cześć

Mam na imię Lucek, dzisiaj kończę 5 miesięcy. Moi ludzie mają mnie zabrać na szczepienia. Nie wiem dokładnie, co to oznacza, ale pójdę, może to coś do jedzenia jest?
U moich ludzi jestem chyba od 3 tygodni, bo przedtem to byłem na działce, razem z braćmi i mamą. Urodziliśmy się na działkach, to znaczy w ogródkach działkowych. Niewiele pamiętam, jak to na początku było, wiem tylko, że jak już widziałem i słyszałem i chodziłem, to jacyś ludzie przynosili mamie jedzenie. Potem przyłączyli się inni ludzie i my z braćmi też dostawaliśmy jeść. Moi ludzie to przynosili nam nawet dobre jedzonko i pyszne mleczko, takie dla kotków, a nie takie dla ludzi.
Ja to nawet tych ludzi polubiłem i czasami dawałem się pogłaskać. Moi bracia nie bardzo i mówili, że ludziom się nie ufa, podobno mama tak mówiła, ale ja w to nie wierzę, bo ona też dawała się ludziom pogłaskać.
Na działkach była fajowsko, ale czasami jak lał deszcz albo wiało, albo jak była burza, to nie było wcale tak fajnie. Mama znajdowała dla nas miejsca, aby się chować przed złą pogodą. Często zostawiała nas samych, bo chodziła na polowania. Przynosiła nam myszki i inne ważki:)) Tam na tych działkach to jakaś taka woda jest i są kaczki. Chodziliśmy z braćmi je oglądać. Chciałoby się tak zapolować, ale jak?
Wieczorami wołali nas ludzie i wtedy lecieliśmy ile sił w łapach, bo wiadomo było, że jedzenie idzie:)) Rano zresztą też tak było.

Na początku to mieszkaliśmy na takiej działce z taką wielką beczką, ale tam przyszedł pies z ludźmi i musieliśmy się wynosić. Mama kazała nam pójść za siatkę tuż nad wodą i tam było bezpiecznie, bo żadne psy nie przychodziły, a psy to podobno nie lubią kotków.
Potem na krótko przenieśliśmy się na inną działkę, ale tam wcale nie było tak fajnie. Zresztą nasza mama zaczęła nas zostawiać na długo samych, więc wróciliśmy za siatkę nad wodą. W końcu zostaliśmy sami, bo mama uznała, że damy sobie radę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz