piątek, 16 października 2009

Wymyślne zabawy

Małym kociakom przychodzą do głowy różne śmieszne rzeczy. Jak się tak wylegujemy, to knujemy, co by tu nowego wymyślić, co zbroić lub zrobić na przekór. Lolek, ten najmłodszy, zapragnął udawać wróbelka w karmniku,
ja zapragnąłem przespacerować się po hamaku,

a Leon pospacerować po furtce z wielkimi, ostrymi kolcami.
Zdarzały się też i takie historie, jak ta, kiedy Lolek wszedł na czubek wiśni i nie wiedział, jak z niej zejść,
czy ta, jak ja próbowałem, niestety bezskutecznie, wykraść z torby kiełbasę na grilla.

Dla rozrywki często się "naparzaliśmy" w grządkach, bo tam zawsze było najprzyjemniej.
Na straży porządku w ogródku zawsze stał kot Maciek, zwany czasami przez ludzi Buncolem. Nie wiem, co to znaczy, ale jakoś dziwnie ta nazwa do niego pasuje:))

O Maćku Buncolu napiszę jeszcze nieraz, bo to zaiste bardzo interesujący osobnik, z którym przyszło mi dzielić moje kocie życie.
Niestety, na działce robiło się coraz chłodniej. Ludzie przebąkiwali coś o znalezieniu dla nas domków. Nie wiedziałem, o jakie domki chodzi, bo właśnie zmajstrowali dla nas taki cieplutki domek z kartonu i styropianu, w którym mieszkało nam się całkiem dobrze. Mówili też o jakichś innych ludziach, co to im się ponoć bardzo podobamy, ale nikogo nowego nie widziałem, więc pomyślałem, że to może jednak nie o nas chodzi. Rozmowy ludzi były dla nas zbyt niezrozumiałe, więc nie zawracaliśmy sobie nimi głowy. Dla mnie i dla braci liczyło się słoneczko, zabawy i pełna micha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz