środa, 14 października 2009

Jak trafiłem do moich ludzi

Jak mama nas zostawiła i po działkach sama, bez nas chodziła, to wcale nam tak fajnie nie było. Jeden plus to pogoda była fajna i mogliśmy robić, co chcemy, czyli bawić się aż do utraty tchu.
Tęskniliśmy jednak za mamą. Pewnego dnia przyszli jak zwykle ludzie i dali nam jeść, było to o jakiejś innej porze niż zwykle, ale co tam, ja uwielbiam jeść. Zanim się spostrzegliśmy, siedzieliśmy w klatce. Przyznam, że trochę się bałem, i widziałem, że moi bracia też, ale specjalnie się nie darliśmy, chyba z szoku. Po chwili jednak klatka się otworzyła, a my wylądowaliśmy na trawie :)) A obok nas ludzie i michy pełne jedzonka. I te zapachy, takie różne, i kwiatów co niemiara. Ludzie pochylali się nad nami, ja dałem się pogłaskać, moi bracia uciekali, nie wiem dlaczego, choć mówiłem im, że to chyba dobrzy ludzie. Gdy już zapoznaliśmy się pobieżnie z nowym otoczeniem, pojawiło się to coś.

W zasadzie przypominało jakby psa, duże takie, dziwnie pachnące, ale nie szczekało na nas, tylko tak dziwnie się przyglądało. Dla bezpieczeństwa uciekliśmy na drzewo, wiadomo, tam nas nie dostanie. Przyglądaliśmy się temu czemuś z góry i wciąż nie mieliśmy pewności, czy to aby na pewno pies.

W końcu okazało się, że to jednak pies, a dokładniej suczka, która ponoć lubi koty. Też mi coś.
A na końcu przyszedł on, wielki kot z groźna miną.

Poprzyglądał nam się uważnie, poprychał i poszedł. Wyglądał na bardzo niezadowolonego. A my zaczęliśmy odkrywać nasze nowe miejsce.
Harcom nie było końca. Ludzie nastawiali nam różne miseczki z jedzeniem i wodą, ale nam najlepiej smakowała taka stara woda z wanienki, zwanej oczkiem wodnym:))
Ludzie zaczęli wołać do nas, używając dziwnych nazw. Na mnie wołali Lucek, na młodszego brata Leon, a na najmłodszego Lolek. Dziwnie jakoś, ale skoro ludzi to cieszy, to niech im będzie. Prawdę mówiąc, trochę nam się to wszystko myliło i w zasadzie nie bardzo reagowaliśmy na te nazwy. Za to zgodnie przylatywaliśmy do michy, którą ludzie często nam napełniali.
Wieczorem, gdy zapadł zmierzch, ludzie zostawili nas samych. Na początku było nam tak dziwnie w obcym miejscu i myśleliśmy, czy aby nie poszukać mamy, ale nie bardzo wiedzieliśmy, gdzie iść, więc postanowiliśmy poczekać na ławce wyścielonej miękkim kocem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz